Ostatnio w moim życiu panuje mniej erpegowści niż bym sobie tego życzył, no ale
niestety takie jest dorosłe życie ;/.
Znajduję jednak czas na to by poświęcić chwilę lub dwie na netflixa i jego
seriale. Nadrabiałem niedawno animacje z pod szyldu czerwonej eNki i muszę
przyznać, że robią kawał dobrej roboty. Dzisiaj opowiem wam nieco o Final Space
i dlaczego warto obejrzeć ten twór.
Primo humor. Final Space odbiega mocno humoru do jakiego przyzwyczaiły nas
dorosłe kreskówki. Mniej tutaj żartów o kupie lub nawiązań do seksu natomiast
bardziej twórcy skupiają się na grze słów i dowcipach sytuacyjnych. Chcecie
przekład? Jak można nazwać humanoidalnego kota? Avocato. Ja osobiście parskłem
tak, że musiałem wycierać klawiaturę z herbaty. Niektórzy mówią, że to humor
jak z Ricka i Mortyiego. Nie zgodzę się z nimi. Tutaj dowcip jest o wiele
lżejszy i mniej fekalny.
Secundo fabuła. God jakie to jest dobre. Od samego początku
wiemy, że coś się spieprzy tylko nie wiadomo co, gdzie i jak. Myślicie, że to spoiler?
Obejrzyjcie 5 minut pierwszego odcinka. Główny bohater Gary to „kapitan”
statku. Problem jest taki, że na statku jest sam i towarzyszą mu tylko roboty.
Komputer pokładowy HUE, którego bez większych dylematów można wpisać w
kategorię śmiesznego chu…. No wiecie taki co wkurza, ale jest śmieszny. KEV
czyli robot mający dostarczać „kapitanowi” zastępcze relacje z człowiekiem.
Oczywiście nie wywiązuje się ze swoich zadań najlepiej gdyż jego procesor jest
mocno jedno wątkowy. Żreć ciastki! Ale wiecie… roboty nie mogą żreć ciastków. No
i przygoda zaczyna się kiedy nasz bohater czyli Gary spotyka Ciastusia. Małą,
zieloną, latającą kulkę miłości, która okazuje się mieć inne zastosowanie niż
tulaśność. Postacie momentami nieco sztampowe jednak napisane z takim
rozmachem, że czapki z głów. Główny wątek idealnie przeplata się z pobocznymi
zdarzeniami i nie mamy wrażenia jak większości gier komputerowych, czyli świat
się pali, a ja zbieram marchewki. Każde zdarzenie jest do tego jest zaskakujące
i jeszcze bardziej poszerza naszą wiedzę o świecie przedstawionym i bohaterach.
Trzecio feelsy. W mordę jeża jak to mówił legendarny już Pan
Boczek. Początki tej animacji są przesiąknięte humorem, ale im dalej w las tym
więcej drzew i nie mówię tutaj o dowcipach. W pewnym momencie zapomniałem o
tym, że to kreskówka. Twórcy potrafią wprowadzić taki nastrój, że człowiekowi
staje gula w gardle. Oczywiście nie mi bo mężczyźni prawdziwe samce Alfa nie
mają takich uczuć :P Ciężko pisać mi tutaj bez spoilerów, ale każda postać ma
swój wątek i większość tych wątków to sprawy poważne. Od rodzicielstwa, przez
miłość, przyjaźń po utratę bliskiej osoby.
Nie chcę nic spoilerować bo fabuła jest mocno nie banalna i nawet drobna
pierdoła może zepsuć zabawę. Powiem tyle weźcie zapas ciastków, herbatę i
siadajcie do oglądania. Najlepiej to zmaratonować, żeby później nie siedzieć w
pracy i męczyć się co będzie dalej (wiem bo tak właśnie miałem).
Żryjcie ciastki póki możecie!
Fluffy