Witajcie, serialomaniacy ;)
Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić niezwykłym serialem. Piszę “niezwykłym”, bo wywarł na mnie duże i pozytywne wrażenie pomimo uprzedzeń i niechęci jakimi go darzyłam.
I Zombie to produkcja: Table Six Productions Warner Bros. Television oraz DC Comics i tak, jest o dokładnie ekranizacja komiksu. Nie, nie zabrałam się za niego ze względu na komiksowe “korzenie”, bo o tym dowiedziałam się znacznie później. Nie wiem dlaczego go włączyłam tak szczerze, bo zawsze gdy szukałam jakiejś ciekawej produkcji na Netflixie mijałam go szerokim łukiem unosząc brew. No bo heloł, zombie jako główny bohater?
I do tego niezła laska? Serio? Jakaś zombie wersja Twilight?
A więc zgromadziłam w sobie odpowiednią ilość dystansu, przymrużyłam oko i obejrzałam.
Fabuła opowiada losy Olivi Moore, rezydentki i absolwentki medycyny, która bardzo chciała być kardiologiem, jednak coś jej w tym przeszkodziło i zepchnęło do kostnicy. W obu kontekstach. Tak więc Liv idzie na imprezę na łodzi, której uczestnicy ostro dają sobie w palnik testując Utopium, coś idzie nie tak, zamieniają się w zombie i zaczynają się mordować nawzajem. Nasza Liv zostaje podrapana przez jednego z nich- dilera Utopium, Blaine’a, biedna budzi się w worku na zwłoki, przyprawiając jednego z funkcjonariuszy niemal o zawał, że “spakował” żywą osobę. Od tej pory jej życie się zmienia- no cóż na nie-życie. Rzuca pracę rezydentki, obejmuje stanowisko koronera i całymi dniami przesiaduje w kostnicy. No cóż, jakoś trzeba zdobywać mózgi ;) Bycie zombie wpłynęło również na jej związek, zrywa zaręczyny z ukochanym Majorem w obawie, ze zarazi go zombiezmem i zniszczy mu życie.
Teraz czas na krótką analizę zombie z I zombie. Shhhhh….Sharky! No ale fabuła! Nie zdradzaj za dużo! Cicho tam! To bardzo ciekawe i trzeba o tym powiedzieć!
Bardzo cierpiałam ponieważ, wiecie, zombie z filmów Romero, The Walking Dead, Świt Żywych Trupów, zombie nie-apokalipsa rozdzierała moje serce! Dotychczas tylko taką znałam i była dla mnie...no cóż, bardziej...naturalna. Jakkolwiek by to nie brzmialo. Te zombie trochę zalatują wampiryzmem, ale głównie dlatego, że są śmiertelnie blate ( Sharky, zombie-wampiry, wiesz łączy je to, że nie żyją?), oraz przeważnie to ludzie z wyższych sfer- w końcu nikt nie chciał tutaj apokalipsy, ani zombizm nie jest wynikiem wirusa, czy nieudanych badań biologicznych + biedaki nie miały by pieniędzy na opłacenie abonamentu w wysokości 25 kafli miesięcznie za mózgi. A! W dodatku mają białe włosy, a gdy dostają dużą dawkę adrenaliny włącza im się full zombie mode, jak nazywa to Liv i nie ma dla nich żadnych granic. Oczy zachodzą krwią i a sam zombie znacznie przybiera na sile. Przejście do stadium Romero Zombie następuje w momencie odstawienia mózgów- głównie ze względu na długie odizolowanie i uniemożliwienie zdobycia pożywienia. Ten proces jest nieodwracalny. Zostałeś Romero Zombie = musisz zginąć.
Tutaj o zombie wiedzą inni zombie- choć nie, w sumie nie, wie o nich tylko ten co ich zaczął wszystkich zarażać. O i Ravi! Ravi Chackrabarti to koroner i szef Liv. Gdy dowiedział się o jej nie-życiu zaczął szukać antidotum oraz pozwolił na degustację mózgów, bo przecież, tym martwym ludziom i tak się nie przydadzą. Ravi to taki przystojny naukowiec-elegancik z cudownym akcentem ;) Ach! Zombie mają wizje! No przecież! Prawie bym zapomniała. Przepraszam, ale to przez tą melodię “z openingu”, która krąży mi po głowie. ( I am oooooowwwareeeeady dead! Shark, śpiewasz to za k a ż d y m razem przez dwa sezony -_-. Ej wiem, dobra? Po prostu to cudowne komiksowe rozwiązanie i głos Deadboy’a...ahh).
Wracamy. Wizje. Liv zaczyna pracę z detektywem Babineaux, ponieważ po zjedzeniu mózgu ofiary przejmuje część wspomnień, które pomagają rozwiązać zagadkowe morderstwa. Moja ulubiona część to ta, kiedy mózg zaczyna działać i bohaterka przejmuje charakter denata! Często doprowadzało mnie to do płaczu ze śmiechu! Najbardziej kocham mózg napalonej bibliotekarki. O! i trolla internetowego/ gamera!
Obiecuje, że nie tylko się uśmiejecie, bo jest tam całkiem sporo poważnych akcji i dylematów psychologiczno moralnych. Głównie pod koniec sezonów jest jakieś wielkie bum, ale przyznam, że podoba mi się to, ponieważ niektóre wątki nie są bezsensu ciągnięte przez kolejne odcinki. Po prostu porzucone, ale to bardzo dobry zabieg ;)
Tymczasem pobieram pdf komiksu, bo czuję się jakbym była pod wpływem innego mózgu- mam ochotę na mięso (Sharky, zawsze masz ochotę na mięso ;___: nie dopisuj sobie teorii) i podoba mi się ten stan rzeczy C;
Trzymajcie się i pamiętajcie “Live for a max!”
Ps. Niech “okładka” serialu Was nie odstraszy jak mnie, w ogóle na nią nie patrzcie, komiksowa byłaby lepsza.
Sharky