niedziela, 31 lipca 2016

Imieniny Piotrkowa

2016-07-10 IMIENINY PIOTRKOWA 



Dni Piotrkowa Trybunalskiego składały się z wielu imprez uświetnionych występami dobrze znanych nam gwiazd, ale dzisiaj skupię się tylko na jednej z nich.
W ciepłe i słoneczne niedzielne popołudnie na Placu Pofrańciszkańskim piotrkowian przywitała łódzka grupa Normalsi.
Chodząc po backstage’u na długo przed ich występem mogłam już napawać się widokiem ich zniszczonych i sponiewieranych case’ów na instrumenty. Byłam na jednym czy dwóch ich koncertach oraz dwa razy było mi dane zobaczyć spektakl „Łajza” w Teatrze Muzycznym w Łodzi i spodziewałam się niezłego koncertu. Dostałam więcej niż się spodziewałam.
Normalsi to zespół z niezłym dorobkiem artystycznym i wieloma świetnymi numerami. Tworzą muzykę zdecydowanie ciężką muzykę, czasem może, jak zwykłam mawiać na takie brzmienia „pod żyletkę”, bo można ładnie się dobić, kiedy dopadnie gorszy humor.


W pierwszej chwili nasuwa mi się na myśl genialny moim zdaniem utwór, „Nie ta historia” o pięknym tekście, który można było usłyszeć już na początku koncertu. Zabawne jest to, że w końcówce kawałka wyraźnie słychać fragment utworu „Hej Jude” zespołu The Beatles. Publiczność zebrana pod sceną zaczęła dla żartu śpiewać słynne „Na-na-na-na He-ej Jude”, wprawiając muzyków w rozbawienie. Piotr Pachulski stwierdził, że koniec sielanki i rozbrzmiały się kolejne utwory. Muzyka niosła ludzi w kawałkach takich jak „Postęp”, „Drabina”, „Płyńmy dalej” z płyty „Pokój z widokiem na wojnę” (2009).
Kiedy jednak usłyszałam utwór „Pokój”… było to coś niesamowitego. Powiedziałabym wręcz, że kapcie mi spadły. Podobnie przy „Nie ma lekko”, kawałku z „Niewydanej Płyty”. Chciałam go usłyszeć na koncercie, choć nie sądziła, że będzie mi to dane. Nie wspomnę już o niesamowitym i wzruszającym „Nie ma mowy” czy o energetycznej „Łajzie”. Niesamowitym przeżyciem było również dla mnie usłyszeć „Do stracenia” w najlepszej wersji, jaką do tej pory dane mi było usłyszeć. Perkusista, Grzegorz Szelewa, robi w tym utworze coś wspaniałego.
Rzecz jasna nie każdy lubi tego typu muzykę, bo jednaj jest dość ciężka, ale zdecydowanie polecam. Jeśli ktoś z was będzie miał kiedyś okazję wybrać się na ich koncert, powinien się wybrać. Chociażby po to żeby posłuchać tekstów.
Koncert niestety był krótki. Zdecydowanie zbyt krótki. A to przez wzgląd na gwiazdę wieczoru, którą był…
No właśnie: kto?
Tego dowiecie się przy następnym spotkaniu.
Mówię to z ciężkim sercem, ale z wielką chęcią odwróciłabym proporcję i zrobiła z Normalsów gwiazdę imprezy.
Do następnego!
Brownie

Krótka recka - "Bóg, Kasa i Rock'n'Roll"

Rozmowy dwóch takich co swych opinii nie boją się mówić na głos.
Różni ich wiele, od wyglądu, po poglądy, ale z całą pewnością łączą ich dwie rzeczy.


Inteligencja i poczucie humoru​.


***


(​"​S​ ­Doceniam błyskotliwość, pozdrawiając Benny Anderssona z zespołu Abba,
w którego hotelu w Sztokholmie kiedyś nocowaliśmy, a ty w windzie spotkałeś
Moby'ego, i wszystkim się chwaliłeś, że on cię rozpoznał, że już nie wspomnę o
tym, jak na Dominikanie podobno rozpoznał cię Richard Branson. A ­Ty twierdzisz, że ciebie rozpoznaje Jezus. Myślisz, że to mniej zabawne?")​.

***

"Bóg, kasa i Rock’n’Roll”, jest dziełem znanego wszystkim duetu Marcina Prokopa i
Szymona Hołowni. Telewizja śniadaniowa, talent show czy programy
rozrywkowe.
Z tego ich znamy na co dzień.Ta książka jednak nie tylko bawi, ale także zmusza do myślenia.
Czytając te książkę sama się wielokrotnie łapałam na prowadzeniu
własnej dyskusji na przedstawiony przez autorów temat.

Czasem się zgadzałam a czasem wcale.

I właśnie to jest cudowne.

Kartkując kolejne to rozdziały, sama wyrabiałam sobie opinie na tematy, o których
słyszałam, ale nie zwracałam wcześniej uwagi. Mogłam również poznać
głębiej sferę dziedzin o których nie miałam większego pojęcia. Emocji
również nie zabrakło. Co więcej! Z każdym rozdziałem mi ich
przybywało. Ich szczerość i lekkość rozmowy dawała wrażenie jakbym
siedziała tuż obok nich i nasłuchiwała. Nie raz panowie odwołują się do
własnych doświadczeń, przywołują wspomnienia, dzięki czemu możemy
również lepiej ich poznać.

Książka jest ciekawa, pouczająca i może
również otworzyć oczy na pewne sprawy, o których czasem się nie mówi
a powinno. Na prawdę wyjątkowa lektura, oprószona dobrym humorem
i zmuszająca do myślenia. Trzeba być przygotowanym na tematy powszechnie uznawane za

kontrowersyjne bądź pewnego rodzaju tabu, więc jest to świetna lektura do rozmyślania i

rozkminiania pewnych elementów naszej obecnej rzeczywistości.

Jest to jedna z tych książek do których chce się wracać.
Oby więcej takich książek, ich osobistych wspomnień, idei, ripost, które tak kochamy :)

Kavka

środa, 27 lipca 2016

Miód dla oczu, czyli najpiękniejsze miejsca w Azji

Azja jest to kontynent pełen różnorodności. Lasy tropikalne, które okrywają wiele wiosek, dają życie i schronienie wielu gatunkom zwierząt. Moim małym, osobistym marzeniem jest kiedyś wyjechać tam i zwiedzić tyle ile się da! Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła spełnić moje pragnienie. No bo ile jest miejsc na świecie które posiadają taki klimat i potrafią odzwierciedlać rzeczywistość która nas otacza? No oczywiście jeżeli macie swoje miejsca, które dają wam ukojenie, pozwalają wyrwać się z dnia codziennego to dajcie znać! Chętnie dowiem się czegoś nowego. A może wy też macie miejsca, które chcecie koniecznie odwiedzić? Piszcie śmiało co to takiego.
No to może nie będę was zanudzać już więcej, tylko przejdziemy do mojej listy.
AA zanim ją zacznę chciałabym powiedzieć, że pomysł na tę notkę wziął się od Czarnego Kotyszka. Po przeczytaniu twojej listy miejsc, które chciałabym zwiedzić stwierdziłam, że ja też muszę się podzielić swoją :)

Miejsca wybrane losowo, kolejność nie ma znaczenia.

1.



Jeżeli jest miejsce, które urzeka swoją romantycznością, jest to z pewnością Tadż Mahal. Jest to mauzoleum, które Szahdżahan wzniósł na cześć swojej wcześnie zmarłej żony Mumtaz Mahal.
Jeżeli ja dostanę kwiatki na nagrobku, kiedy kopnę w kalendarz to będę szczęśliwa. xD

2.


Zatoka Ha Long. Jest to miejsce, w którym zatoki, jaskinie są na porządku dziennym. Kocham fantastykę! Dlatego kiedy usłyszałam, że te jaskinie są zbudowane przez smoka według starych legend na mojej twarzy pojawił się wielki banan. Chcę tam być! "Ha Long" dosłownie oznacza "zstępujący smok", kto wie może kiedy tam będę zobaczę kilka smoków.
(Powoli zamieniam się w Natsu ^^=^^)

3.



Każdy kto ma zamiar wybrać się do Chin koniecznie musi zobaczyć właśnie to! Wielki mur chiński, jest to największa budowla ochronna na świecie. Wielki mur liczy sobie aż 9 tyś kilometrów. Mój argument na to, że to właśnie tam powinieneś/aś się udać? Chyba każdy lubi podziwiać cuda tego świata, a Mur Chiński właśnie do nich się zalicza.

4.



Góra Fuji w Japonii. Oczywiście jest to wulkan, w dodatku aktywny. Znajduje się na wyspie Honsiu. Tak więc Siuuu na zwiedzanie wulkanu. Jest oficjalnie najwyższym szczytem w Japonii. Oczywiście moją obsesję na punkcie Japonii każdy zna, więc to nie jest jedyne miejsce, które mam zamiar tam zwiedzić.

5.



Góry Kaukaz, jak już zostajemy w klimacie gór to pora na Rosję. Te góry liczą sobie aż 5642 m n.p.m. Tak...nie łudzę się, że kiedykolwiek uda mi się dotrzeć na sam szczyt, ba nawet nie mam zamiaru tam wchodzić. Oho ale was zachęciłam na odwiedzenie tego miejsca. No alpinistką się nie urodziłam, na swoim koncie mam zaliczone Rysy. (najwyżej gdzie byłam). Ale widoki z dołu też są powalające, :)

6.



Ta dam! Przed nami Dubaj. Na pewno każdy by rozpoznał nawet bez podpisania obrazka. Dubaj leży nad wodami Zatoki Perskiej. Dubaj jest skupiskiem wielokulturowości i charakteryzuje się swoją oryginalnością wśród architektury, dowodem tego jest hotel siedmiogwiazdkowy Burdż al-arab.
Tam to ludzie mają dopiero full wypas!

7.



Pamukkale, Turcja. No tutaj miałam przyjemność być. Wody wapienne są bardzo ciepłe, i i mimo bardzo wielkich upałów, które tam panują wyglądają jak z obrazka lodowych krain ;) Odhaczone z listy, ale chcę tam być chociaż raz jeszcze. Plus odbiegając od tematu Ravting w Turcji to coś niesamowitego.

8.



Kocham nurkowanie! Tą pasję odziedziczyłam po tacie zdecydowanie. Nurkowałam w Turcji, kilka razy w Chorwacji, i jeszcze mam nadzieję nurkować w Egipcie. Dlatego koniecznie muszę odwiedzić rafę koralową Wakatobi w Indonezji. Jest bardzo kolorowa i gatunki ryb, które tam występują po prostu odbierają mi mowę.

9.



Pagan w Birmie. Starożytne miasto i  księstwo, obecnie tworzą miejsce do archeologicznego zwiedzania. Nic dodać nic ująć :)

10.



Kiedy byłam mała uwielbiałam oglądać filmy bollywood. Np "Dziewczyny Cheetas" To miejsce kojarzy mi się właśnie z tymi klimatami. Dlatego postanowiłam dodać je do mojej listy.

11.



Azja Wyspy Ko Phi Phi, Tajlandia. Tajski archipelag Ko Phi Phi składa się z sześciu wysp. Najbardziej popularne i największe z nich są Phi Phi Don i Phi Phi Le, gdzie znajdują się piaszczyste plaże, zjawiskowe rafy koralowe, góry wapienne, klify i jaskinie. Kiedy ktoś pyta mnie co wolę, góry czy morze, odpowiadam góry. Ale gdyby ktoś zafundował mi wyjazd właśnie do Tajlandii na te wyspy byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie. :)
12.



Co to dużo mówić? Uwielbiam takie stare klimaty do zwiedzania. Dlatego Palmyra w Syrii jest dla mnie priorytetem.

13.



Seri Begawan w Brunei. Jestem fanką "Wspaniałego Stulecia" więc Pałace Sułtańskie muszą być mega ciekawe i piękne. Lubie klimaty barokowe. Przepych i dużo złota!

14.



Pustynia Gobi. Marzy mi się takie safari po pustyni :)

15.



Kioto, Japonia. No jeżeli od czegoś mam zacząć swoje przygody to na pewno od Kioto! :)


Wiem ta lista na obszar całej Azji nie jest bogata, ale te miejsca są dla mnie szczególnie. Więc mam nadzieję, że jak będę milionerką uda mi się je wszystkie zwiedzić xD
Na Następny raz zrobię listę "Najpiękniejsze miejsca w Japonii". Trzymajcie się kochani :)


                                                                                                                                                   Ev.

sobota, 23 lipca 2016

"ZOMBIE SURVIVAL"

„ZOMBIE SURVIVAL – podręcznik technik obrony przed atakiem żywych trupów”

Wyobraźcie sobie, że teraz kiedy przeglądacie bloga w waszym mieście dochodzi do dziwnych wypadków. Każdy z nich łączy dziwne zachowanie mieszkańców. Ofiar jest coraz więcej. Ludzie plotkują. Władze starają się zapanować nad tym bałaganem, zapobiegając panice. A ty myślisz nad tym, że gdzieś już to widziałeś/ łaś. Koszmar a dla niektórych” spełnienie marzeń” staje się prawdą. I najważniejsze pytanie: Co w tej sytuacji zrobisz? Jak się zachowasz? Od czego zaczniesz?
Od razu przychodzi mi na myśl badass z arsenałem zmodyfikowanej broni na zombie. Jak z jakiejś gierki. Dość hardkorowo :) Jednak wiemy, że tak nie jest. Ci którzy się tym interesują wiedzą o podstawach z filmów, książek. A co zresztą ludzi? Niech giną? Tutaj z pomocą przychodzi nam Max Brooks autor m.in. „World War Z”.
Autor przeanalizował Wirus Solanum (nazwany inaczej wścieklizną afrykańską – znalazłam to w nonsensopedii :)). Pierwszy rozdział dotyczy jego rozpoznania, objawów, sposobów zarażenie itd. Prawie jak w encyklopedii. W kolejnych rozdziałach autor wybrał i opisał najskuteczniejsze metody walki ( jakiej broni użyć: czy białej, czy palnej), środki transportu. Brooks zawarł informację o zastosowaniu przeciw zombie ognia, broni biologicznej, prądu elektrycznego (można by dłużej wymieniać). Przeanalizował różne scenariusze epidemii. Najlepsze miejsca do przetrwania ( krainy geograficzne). Nie umknęły mu również uzbrojenie oraz taktyki w zwalczaniu zombie.
Najbardziej spodobał mi się rozdział poświęcony zapasom. Autor zebrał w nim spis przedmiotów, które powinny znaleźć się w naszym „ekwipunku” w razie apokalipsy. Apteczki, konserwy i inne rzeczy. I co najlepsze wyliczone dla jednej osoby. Niektórzy w to wierzą, niektórzy nie. Ja myślę, że taka lista jest przydatna nawet w razie bardziej prawdopodobnej katastrofy.
Jest jeszcze jeden dość kontrowersyjny temat. Autor zamieścił w książce rozdział poświecony zombie w historii świata. Najstarsza zmianka o żywych trupach sięga czasów p.n.e. Przypadki zombizmu pojawiały się na całym świecie. Sceptycznie podeszłam do tego tematu, lecz wydaje mi się warty przeczytania. Niektóre z nich były ciekawe.
Komu mogę polecić tą książkę? Osobą lubiący takie klimaty. Zainteresowanym obroną przed zombie. Nie wiem. Książkę czyta się przyjemnie. Jak taki dobry podręcznik przysposobienia obronnego. Jak dla mnie zawarte w nim informacje przydadzą się tak jak wcześniej wspomniałam w bardziej prawdopodobnych sytuacjach. A zombie i apokalipsa to taka otoczka, która ma zaintrygować czytelnika. Są ludzie, którzy w to wierzą. I szczerze trochę mnie to przeraża, że nawet są bardziej  przygotowani na coś takiego.
Czy prawda czy nie, wielki szacunek dla autora za poświęcenie. Kartkując ostatnie strony trafiłam na długą listę podziękowań od autora za pomoc w tworzeniu książki.
PS: na końcu znalazłam dziennik epidemii, miejsce na notatki ;)
Do zombiaczenia :)

DJ

wtorek, 19 lipca 2016

Punk Rock w Jedlińsku

Pierwszy piątek lipca był całkiem ciekawym doświadczeniem. Prawie dwugodzinna wyprawa do miejscowości niedaleko Radomia nie była męcząca. Warto nadmienić że w ogóle nie wiedziałam, czego spodziewać się po imprezie na jaką jechałam. Oczywiście nie obyło się bez błądzenia i zgubienia drogi, bo nawigacja poprowadziła nas w inne miejsce. W miarę szybko dało się jednak odnaleźć na trasie Warszawa – Radom i po niedługim czasie dotarliśmy na mały plac, gdzie odbywała się impreza klubów motocyklowych.
Zaczęła się zabawa z organizatorami, bo nikt nie wiedział kiedy gra. Te przeciwności dało się jednak szybko pokonać.
Jako pierwszy scenę zajął zespół Ale. Muszę szczerze przyznać, że trochę zawaliłam sprawę, bo nie przysłuchiwałam się ich muzyce zbyt wytrwale. Mogę jedynie powiedzieć, że występ grupy nie był zbyt porywający. Publiczność zebraną na terenie imprezy znacznie bardziej poruszyła… płonąca butla gazowa. Nikomu nic się nie stało, a mały pożar szybko ugaszono.
Niedługo po incydencie zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi, a po kolejnych kilku chwilach zajechała gwiazda wieczoru. Gwiazda, którą wszyscy przynajmniej kojarzą.
No, bo któż nie zna hitów tak często granych na weselach jak „Każdy facet to świnia” czy „Rudy się żeni”. Tak, mowa o zespole powstałym jeszcze w ‘88 roku ubiegłego wieku na łódzkim osiedlu akademickim „Lumumbowo”.
Big Cyc z przytupem weszli na scenę i powitali już podchmielonych już uczestników imprezy utworem „Berlin Zachodni”. Stałam sobie spokojnie z boku wszystkiego i obserwowałam bawiących się w rytmie punk rocka i ska ludzi. I był to zdecydowanie przyjemny widok. Jedni panowie skakali, inni wyciągali swoje kobiety do tańca. Krzysztof Skiba podsycał zaspał ludzi za każdym razem, jak nieco zwalniali.
Nie znam wielu ich utworów, a zwłaszcza tych pochodzących z najnowszego albumu zespołu pod tytułem „Czarne słońce narodu” (2016), ale muzyka porywała. Akurat zdarzyło się tak, że artyści zagrali tych kilka kawałków, które znam. Usłyszałam między innymi „Rudy się żeni”, „Antoni wzywa do broni”, „Ja nie zgadzam się”, „Kocham piwo”, „Guma”, „Każdy facet to świnia”, „Moherowe berety”, „Makumba” oraz oczywiście tytułowe utwory seriali „Słoiki” i „Świat według Kiepskich”.
Po wielu bisach Big Cyc zeszli ze sceny, a na niej zaczął instalować się piotrkowski zespół Rail, który pokazał, że dobra muzyka w młodych ludziach nie umarła. Szkoda tylko, że przez wzgląd na późną godzinę, większość ludzi zwinęła się już do domów, domków letniskowych lub namiotów.
Na koniec powiem, że koncert Big Cyca był fajny, ale jego zasadniczym minusem jest dla mnie to, że okazał się być też bardzo polityczny. To tylko moja subiektywna opinia, ponieważ bardzo nie lubię, kiedy polityka zaczyna się wkradać w jakąkolwiek dziedzinę sztuk.
Muzycy okazali się też być ciekawymi i ciepłymi ludźmi, kiedy przed i po ich występie miałam okazję zamienić z nimi kilka zdań. Kiedy odjeżdżali również nie zapomnieli przybić piątki, uściskać się albo chociaż pomachać.
Podsumowując całą imprezę ze względów technicznych, organizacyjnych, BHP i tak dalej, mogę jedynie powiedzieć, że było słabo. Ale patrząc na bawiących się ludzi i niezłych muzyków, generalnie dochodzę do wniosku, że event udał się całkiem nieźle.


Do następnego koncertu!
Brownie

piątek, 15 lipca 2016

Ach, ten Jack...


"W tej branży są tylko dwa sposoby pięcia się w górę. Szczebel po szczeblu albo pazurami, po trupach. Musiałem mieć twarde paznokcie"

Jack Nicholson.
Myślę, że nie muszę go nikomu przedstawiać. Jeśli jednak, nie wiesz kto to jest, to w tym momencie masz włączyć jeden z filmów, które Ci tu przedstawię. 
I to JUŻ!
Jeden z najlepszych aktorów w historii obecnego kina, stał się legendą już za życia a jego szelmowski uśmiech z wysoko podniesionymi brwiami stały się jego znakiem rozpoznawczym.
Jego gra i silna osobowość wpływa na każdy film w jakim się pojawia, czy w mniejszym czy większym stopniu.
Postacie, którego zwykle grał były nacechowane tą dozą psychopatycznej energii co nadawało niezwykłej ekspresji. Mogłabym o Jack'u rozpisywać się na wiele stron, ponieważ nie ukrywam, jest to mój ulubiony aktor :)

Jednak nie będę wam opisywać tu jego biografii, zachęcam za to do jej przeczytania.
"Nicholson" Marca Eliota, pokazuje nam kulisy powstania takich filmów jak Easy Rider czy Lśnienie Stanleya Kubricka i wielu innych. Gdy tylko zobaczyłam tą książkę na półce w księgarni, nawet się nie zastanawiałam, po prostu musiałam ją mieć. I nie zawiodłam się. Na początku, jeszcze za nim się wzięłam za jej czytanie, sądziłam że sporo wiem... Nawet nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.
Miałam małe problemy z pierwszymi rozdziałami, ponieważ lata Easy Rider nie były mi jeszcze dobrze znane, dlatego musiałam sięgać do pomocy jaką jest internet ;)
Szybko jednak książka mnie pochłonęła wraz z wolnym czasem jaki miałam, ale nie żałuje ani minuty. Oczywiście prócz ciekawostek z planów filmowych i gal mamy także część życia prywatnego, czyli kontrowersyjną ikonę kina, hedonistę, babiarza z kurwikami w oczach ;) ale jest również koneserem sztuki ceni sobie chociażby dzieła Tamary Łempickiej. A nawet sam pisze i maluje, jak zdradza Rob Reiner. Żałuję w tylko jednego... że nie jest to autobiografia, przyznam, że bardziej jednak ciekawiłoby mnie historia Jack'a jego słowami i jego oczami, ale cóż. Może, jeszcze kiedyś powstanie (choć wątpię). 


"Nie ma mowy, żebyś był wiarygodny na ekranie kinowym, jeśli z telewizji ludzie wiedzą, kim naprawdę jesteś" 



Ta książka jest z pewnością lekturą obowiązkową dla fanów aktora, mi osobiście te kulisy kręcenia wielu znanych nam scen ze srebrnego ekranu, najbardziej się spodobały. Dlatego, nie mogłam odmówić gdy zobaczyłam tę książkę - "Nicholson. Osobisty album Jacka Nicholsona". Znajdziemy w nim nie tylko zdjęcia i kadry z filmów w których Nicholson grał, ale także, jego cytaty, parę słów o Jack'u od ludzi z jego grona a także jego własne słowa i oczywiście ciekawostki zza kulis ;) Przyznam, że przeczytałam ją w max. 2 godziny od kupienia. Jest krótka a jednocześnie bogata w zdjęcia i fakty o aktorzy. Jest zdecydowanie lżejsza niż książka Marca Eliota, ponieważ u Eliota mamy zdecydowanie więcej szczegółów i samych informacji, więc można w pewnym momencie poczuć zmęczenie, ale tylko chwilowe, a poza tym, wierzcie mi... warto, jeśli lubicie Nicholsona tak, jak ja ;)


"Ludzie, którzy mówią metaforami, powinni czyścić mi buty"

Aby zachęcić Was do przeczytania choć jednej z książki, mam dla was przygotowane parę smaczków z "Osobistego albumu Jacka Nicholsona", a to tylko małe fragmenty z ponad 200 stron.

1. Jack był szczególnie dumny ze swojej roli Jokera w oryginalnej wersji Batmana z 1989 roku. Bob Kane, który w 1939 roku stworzył komiks Batman, osobiście zażądał powierzenia Jackowi roli nemezis Batmana

2. Wielu statystów w "Locie nad kukułczym gniazdem" (1975) było prawdziwymi pacjentami stanowego szpitala psychiatrycznego w Salem

3. Jack od początku cieszył się opinią niegrzecznego chłopca. Przyznaje, że podczas kręcenia pewnej sceny z filmu "Easy Rider" z 1969 roku, wypalił 155 jointów. Pewnego dnia, razem z kolegą z planu, Dennisem, wzięli LSD i biegli środkiem autostrady. Następnego ranka Jack obudził się gdzieś w lesie.

4. Tkwiąca w Jacku bestia nie zawsze jest spokojna. W 1994 roku, podczas scysji z innym kierowcą, Jack stracił cierpliwość i wyładował swoją złość na cudzym samochodzie, wybijając w nim szybę kijem golfowym. Usprawiedliwiał się tym, że "Używam grafitowych kijów i myślałem, że kij się złamie".

5. Po szeregu prób przekonującego zagrania sceny konfliktu pomiędzy Nicholsonem a graną przez Faye Dunaway postacią Evelyn, Dunaway powiedziała Jackowi, żeby ją spoliczkował. Jack zrobił to i taka scena trafiła ostatecznie do filmu.

6. Wypowiedź Susan Sarandon: "Zdjęcia do filmu "Czarownice z Eastwick (1987) trwały długo, w dodatku w burzliwej atmosferze, a w tym czasie moja córka miała 18 miesięcy, więc sytuacja była kłopotliwa. Jack okazał się wyjątkowo dobrym człowiekiem. Zapraszał moją córkę Evę i mnie na lunch do swojej przyczepy, gdzie jadały też Cher i Michelle, chociaż ja pewnie pochłaniałam więcej niż oni wszyscy razem. Eva uwielbiała Jacka. Pewnego dnia gdy Jack, ucharakteryzowany na diabła, wlókł się przez plac w Bostonie, pobiegła do niego z wyciągniętymi ramionami, wołając "Jack, Jack!" Jack, spojrzał na mnie i powiedział "Mówiłem ci, że to nie jest wystarczająco straszne".

7. Leonardo DiCaprio o Jacku Nicholsonie podczas "Infiltracji": "Kiedy przyszedłem następnego dnia, Jack był rozczochrany i mruczał coś do siebie, a rekwizytor dał mi cynk, że ma gaśnicę, butelkę whisky, zapałki i pistolet. Usiadłem przy stole, nie wiedząc, czego się spodziewać, a wtedy Jack rozlał whisky i podpalił stół, przykładając mi lufę pistoletu do twarzy. To zmieniło całą dynamikę sceny, ale tak działa Jack - sprawia, że jesteś lepszy, zmusza cię do reagowania, bo grany przez ciebie bohater reaguje na poczynania śmiercionośnego maniaka".


8. Jack Nicholson o filmie "Schmidt": "[Schmidt] to facet e depresji, a ponieważ grałem go przez 12 do 14 godzin dziennie, wszedłem w tę postać. Upodobniłem się fizycznie, Ciężko mi było spojrzeć w lustro, bo od razu myślałem" cholera, czy ja się z tego kiedyś wygrzebię? Ale nie widziałem sensu w wychodzeniu z depresji po nakręceniu jakiejś sceny, skoro za chwilę znów miałem grać postać w depresji. Dlatego poszedłem na żywioł".

9. Do Jacka Nicholsona należy obecnie rekord w liczbie otrzymanych nominacji do Oscara dla najlepszego aktora. Wyprzedził pod tym względem takie gwiazdy jak Paul Newman czy Laurence Olivier.

10. Morgan Freeman o filmie "The Bucket List":  Zadzwonił do mnie Rob Reiner i powiedział - Mamy wspaniały scenariusz, chcę nakręcić na jego podstawie film i chcę żebyś w nim zagrał. - Zgoda. - odpowiedziałem. A kiedy przeczytałem scenariusz, pomyślałem sobie: w dobrych rękach to będzie niesamowity film. Zadzwoniłem więc do Roba - To miłe, ale mam zastrzeżenie, musisz wziąć jeszcze jednego aktora. - On zapytał. - Kogo? - A ja - Jacka Nicholsona. Na to Rob - Jacka? W porządku, spróbujemy".

11. Jack znany z miłości do koszykarzy Los Angeles Lakers (zdarzało się, że zdjęcia były ustawiane pod mecze tej drużyny, by Jack mógł je obejrzeć), potrafi wyrażać emocje w mało wyszukany sposób. Kiedy jego drużyna przegrywała w finałach NBA w 1984 roku z Boston Celtics, wyszedł z zacisza swojej prywatnej loży, zdjął spodnie i wypiął pośladki w stronę kibiców.

12. John Shaner o Jacku Nicholsonie: "Kiedy wybuchła rewolucja seksualna. Jack był - ujmijmy to w ten sposób - jednym z jej czołowych aktywistów"


"Born to be wild" - Steppenwolf
( Soundtrack z filmu "Easy Rider")


A teraz lista kilku filmów z udziałem Jacka Nicholsona. Po dzisiejszej mojej notce, mam nadzieję, że po choć jeden sięgniecie. Zapewniam, że nie zmarnujecie ani minuty a może się nawet zakochacie jak ja ;)
P.S: Są tu moje ulubione, ale nie wszystkie ponieważ lista musiałaby mieć z 40 punktów (np. "Chinatown", "Ludzie honoru", "Czułe słówka", "Przełomy Missouri" i wiele innych)

1. "Lot nad kukułczym gniazdem" (1975) "One Flew Over the Cockoo's Nest" reż. Milos Forman



Historia cwaniaka, który by uniknąć więzienia udaję umysłowo chorego i trafia do zakładu dla psychicznie chorych. 

29 nagród i 12 nominacji, w tym 5 Oscarów (zdobytych). Nie można nie obejrzeć TEGO filmu. 



2. "Choć goni nas czas" (2007) "The Bucket List" reż. Rob Reiner


Historia dwóch zupełnie odmiennych ludzi z różnych środowisk, których losy splotły się w nieoczekiwanym momencie. Postanawiają wyruszyć w podróż by zrealizować swoje marzenia przed śmiercią. 

Jack Nicholson i Morgan Freeman. Dwóch genialnych aktorów. Czego chcieć więcej?
Jest to piękna wzruszająca opowieść o przyjaźni, z momentami melancholii i niezłą dawką śmiechu.



3. "Lśnienie" (1980) "The Shining" reż. Stanley Kubrick


Jack podejmuję pracę w hotelu, jako dozorca. Pensjonat na czas zimy jest zamknięty, więc Jack wraz z rodziną są sami. Wymarzona praca, zmienia się jednak w koszmar. 

Obłęd w jaki popada główny bohater z sceny na scenę, jest niesamowicie rozbudowany. Idealny obraz szaleństwa w wykonaniu wyrobionego wariata ekranu.



4. "Lepiej późno niż później" (2003) "Something's Gotta Give" reż. Nancy Meyers


Harry przeszedł zawał serca w domu swojej młodej dziewczyny. Podczas kuracji zakochuje się, jednak w innej kobiecie... jej matce.

Nie przepadam za komediami romantycznymi, ale przyznaję, że ten film oglądam co roku w Walentynki. Ten jest kolejnym dowodem, że dobry aktor zagra i w filmie akcji i w prostym romansie.


5. "Schmidt" (2002) "About Schmidt" reż. Alexander Payne


Warren Schmidt ma już 60 lat i przechodzi na emeryturę, jednak wcale nie oznacza, że jest szczęśliwy. Wręcz przeciwnie. Umiera mu żona, córka wciąż go spławia i na dodatek wychodzi za mąż za faceta, którego Warren nie toleruje. Dopada go depresja. 

Dlaczego film "Schmidt" jest dobry? Ponieważ jest jednocześnie niezwykły przez swą szczerość i zwykły, ponieważ opowiada o normalnym człowieku z normalnymi problemami. Każdy z nas zna takiego Warrena Schmidta, a może nawet czasem sami nim jesteśmy.

6. "Swobodny Jeździec" (1969)  "Easy Rider" reż. Dennis Hopper


Dwóch hippisów wybiera się w motocyklową podróż przez Stany.

Hopper-Fonda-Nicholson. To mieszanka wybuchowa. Film kultowy. Nieakceptowani przez społeczeństwo dwóch przyjaciół wyrusza w wielką podróż. Ten film głęboko zapadł mi w pamięć, między innymi przez swoje ponadczasowe przesłanie. Nie zdradzę go wam jednak. Obejrzycie, zrozumiecie.

7. "Batman" (1989) "Batman" reż. Tim Burton


W mrocznym Gotham City, pojawia się złowrogi Joker. Władze miasta, nie są w stanie stawić mu czoła. W obronie mieszkańców staje tajemniczy Batman. 

Nicholson świetnie pasuje do roli świrów, szaleńców i antagonistów różnego rodzaju. Czarny charakter słynący ze swego szerokiego uśmiechu... oczywiście to musiało się udać. Sam autor oryginalnego komiksu o Batmanie, nikogo innego nie wyobrażał sobie w tej roli.

8. "Lepiej być nie może" (1997) "As Good as It Gets" reż. James L. Brooks


Ekscentryczny pisarz, znienawidzony przez wszystkich sąsiadów. Jedyną osobą, która go toleruje jest kelnerka w miejscowej jadłodajni, do której Melvin chodzi. 

Ten film pokazuje, w jaki sposób druga osoba potrafi zmienić to co w nas najgorsze na lepsze. Po prostu piękny. 


9. "Infiltracja" (2006) "The Departed" reż. Martin Scorsese



Tajniak w grupie przestępczej prowadzi niebezpieczną rozgrywkę z informatorem mafii w szeregach policji. 

Uwielbiam filmy o mafii i gangsterach. A Jack jako głowa irlandzkiej mafii w Bostonie to ideał... szalony ideał. Pozostała obsada jest równie gwiazdorska: Leonardo DiCaprio, Matt Damon czy Alec Baldwin, a wszystko to pod okiem samego Martina Scorsese ("Taksówkarz")

10. "Czarownice z Eastwick" (1987) "The Witches of Eastwick" reż. George Miller


Alexandra, Jane i Suckie marzą by spotkać mężczyznę, który spełni ich wszystkie oczekiwania. Wkrótce w miasteczku pojawia się nieznajomy, idealnie pasujący do ich wyobrażeń. W tym czasie kobiety odkrywają w sobie niezwykłe umiejętności. 

Do tego filmu mam szczególny sentyment ponieważ w nim po raz pierwszy zobaczyła Jacka Nicholsona. Kto jak nie on pasuję do tak diabolicznej roli ze swą mimiką i wariackim temperamentem. 



"Uważam, że jedną z najważniejszych oznak poczucia bezpieczeństwa jest zdolność do odejścia"





Kavka

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka