Pierwszy piątek lipca był całkiem ciekawym doświadczeniem. Prawie dwugodzinna wyprawa do miejscowości niedaleko Radomia nie była męcząca. Warto nadmienić że w ogóle nie wiedziałam, czego spodziewać się po imprezie na jaką jechałam. Oczywiście nie obyło się bez błądzenia i zgubienia drogi, bo nawigacja poprowadziła nas w inne miejsce. W miarę szybko dało się jednak odnaleźć na trasie Warszawa – Radom i po niedługim czasie dotarliśmy na mały plac, gdzie odbywała się impreza klubów motocyklowych.
Zaczęła się zabawa z organizatorami, bo nikt nie wiedział kiedy gra. Te przeciwności dało się jednak szybko pokonać.Jako pierwszy scenę zajął zespół Ale. Muszę szczerze przyznać, że trochę zawaliłam sprawę, bo nie przysłuchiwałam się ich muzyce zbyt wytrwale. Mogę jedynie powiedzieć, że występ grupy nie był zbyt porywający. Publiczność zebraną na terenie imprezy znacznie bardziej poruszyła… płonąca butla gazowa. Nikomu nic się nie stało, a mały pożar szybko ugaszono.
Niedługo po incydencie zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi, a po kolejnych kilku chwilach zajechała gwiazda wieczoru. Gwiazda, którą wszyscy przynajmniej kojarzą.
No, bo któż nie zna hitów tak często granych na weselach jak „Każdy facet to świnia” czy „Rudy się żeni”. Tak, mowa o zespole powstałym jeszcze w ‘88 roku ubiegłego wieku na łódzkim osiedlu akademickim „Lumumbowo”.
Big Cyc z przytupem weszli na scenę i powitali już podchmielonych już uczestników imprezy utworem „Berlin Zachodni”. Stałam sobie spokojnie z boku wszystkiego i obserwowałam bawiących się w rytmie punk rocka i ska ludzi. I był to zdecydowanie przyjemny widok. Jedni panowie skakali, inni wyciągali swoje kobiety do tańca. Krzysztof Skiba podsycał zaspał ludzi za każdym razem, jak nieco zwalniali.
Nie znam wielu ich utworów, a zwłaszcza tych pochodzących z najnowszego albumu zespołu pod tytułem „Czarne słońce narodu” (2016), ale muzyka porywała. Akurat zdarzyło się tak, że artyści zagrali tych kilka kawałków, które znam. Usłyszałam między innymi „Rudy się żeni”, „Antoni wzywa do broni”, „Ja nie zgadzam się”, „Kocham piwo”, „Guma”, „Każdy facet to świnia”, „Moherowe berety”, „Makumba” oraz oczywiście tytułowe utwory seriali „Słoiki” i „Świat według Kiepskich”.
Po wielu bisach Big Cyc zeszli ze sceny, a na niej zaczął instalować się piotrkowski zespół Rail, który pokazał, że dobra muzyka w młodych ludziach nie umarła. Szkoda tylko, że przez wzgląd na późną godzinę, większość ludzi zwinęła się już do domów, domków letniskowych lub namiotów.
Na koniec powiem, że koncert Big Cyca był fajny, ale jego zasadniczym minusem jest dla mnie to, że okazał się być też bardzo polityczny. To tylko moja subiektywna opinia, ponieważ bardzo nie lubię, kiedy polityka zaczyna się wkradać w jakąkolwiek dziedzinę sztuk.
Muzycy okazali się też być ciekawymi i ciepłymi ludźmi, kiedy przed i po ich występie miałam okazję zamienić z nimi kilka zdań. Kiedy odjeżdżali również nie zapomnieli przybić piątki, uściskać się albo chociaż pomachać.
Podsumowując całą imprezę ze względów technicznych, organizacyjnych, BHP i tak dalej, mogę jedynie powiedzieć, że było słabo. Ale patrząc na bawiących się ludzi i niezłych muzyków, generalnie dochodzę do wniosku, że event udał się całkiem nieźle.
Do następnego koncertu!
Brownie
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz