niedziela, 5 maja 2019

Final Space



Ostatnio w moim życiu panuje mniej erpegowści niż bym sobie tego życzył, no ale niestety takie jest dorosłe życie ;/.

Znajduję jednak czas na to by poświęcić chwilę lub dwie na netflixa i jego seriale. Nadrabiałem niedawno animacje z pod szyldu czerwonej eNki i muszę przyznać, że robią kawał dobrej roboty. Dzisiaj opowiem wam nieco o Final Space i dlaczego warto obejrzeć ten twór. 

Primo humor. Final Space odbiega mocno humoru do jakiego przyzwyczaiły nas dorosłe kreskówki. Mniej tutaj żartów o kupie lub nawiązań do seksu natomiast bardziej twórcy skupiają się na grze słów i dowcipach sytuacyjnych. Chcecie przekład? Jak można nazwać humanoidalnego kota? Avocato. Ja osobiście parskłem tak, że musiałem wycierać klawiaturę z herbaty. Niektórzy mówią, że to humor jak z Ricka i Mortyiego. Nie zgodzę się z nimi. Tutaj dowcip jest o wiele lżejszy i mniej fekalny.


Secundo fabuła. God jakie to jest dobre. Od samego początku wiemy, że coś się spieprzy tylko nie wiadomo co, gdzie i jak. Myślicie, że to spoiler? Obejrzyjcie 5 minut pierwszego odcinka. Główny bohater Gary to „kapitan” statku. Problem jest taki, że na statku jest sam i towarzyszą mu tylko roboty. Komputer pokładowy HUE, którego bez większych dylematów można wpisać w kategorię śmiesznego chu…. No wiecie taki co wkurza, ale jest śmieszny. KEV czyli robot mający dostarczać „kapitanowi” zastępcze relacje z człowiekiem. Oczywiście nie wywiązuje się ze swoich zadań najlepiej gdyż jego procesor jest mocno jedno wątkowy. Żreć ciastki! Ale wiecie… roboty nie mogą żreć ciastków. No i przygoda zaczyna się kiedy nasz bohater czyli Gary spotyka Ciastusia. Małą, zieloną, latającą kulkę miłości, która okazuje się mieć inne zastosowanie niż tulaśność. Postacie momentami nieco sztampowe jednak napisane z takim rozmachem, że czapki z głów. Główny wątek idealnie przeplata się z pobocznymi zdarzeniami i nie mamy wrażenia jak większości gier komputerowych, czyli świat się pali, a ja zbieram marchewki. Każde zdarzenie jest do tego jest zaskakujące i jeszcze bardziej poszerza naszą wiedzę o świecie przedstawionym i bohaterach.



Trzecio feelsy. W mordę jeża jak to mówił legendarny już Pan Boczek. Początki tej animacji są przesiąknięte humorem, ale im dalej w las tym więcej drzew i nie mówię tutaj o dowcipach. W pewnym momencie zapomniałem o tym, że to kreskówka. Twórcy potrafią wprowadzić taki nastrój, że człowiekowi staje gula w gardle. Oczywiście nie mi bo mężczyźni prawdziwe samce Alfa nie mają takich uczuć :P Ciężko pisać mi tutaj bez spoilerów, ale każda postać ma swój wątek i większość tych wątków to sprawy poważne. Od rodzicielstwa, przez miłość, przyjaźń po utratę bliskiej osoby. 

Nie chcę nic spoilerować bo fabuła jest mocno nie banalna i nawet drobna pierdoła może zepsuć zabawę. Powiem tyle weźcie zapas ciastków, herbatę i siadajcie do oglądania. Najlepiej to zmaratonować, żeby później nie siedzieć w pracy i męczyć się co będzie dalej (wiem bo tak właśnie miałem).

 Żryjcie ciastki póki możecie!
Fluffy


Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka