niedziela, 24 grudnia 2017

Kurisumasu - czyli jak wygląda Boże Narodzenie w Japonii?






Hej, moi kochani.
Z racji tego, że piszę ten post przed świętami a nie wiem kiedy trafi na tablicę główną, chciałabym skorzystać z okazji i życzyć wam wszystkim i każdemu z osobna zdrowych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia. Samych sukcesów, spełnienia marzeń i żebyście kochali i byli kochani. Oraz Szampańskiej zabawy na Nowy Rok, oby był jeszcze lepszy niż jeszcze obecny 2017 :)

No cóż to chyba tyle, możecie uznać to za wstęp. Nie trudno się chyba domyśleć o czym będę pisać.
Kurisumasu - czyli jak wygląda Boże Narodzenie w Japonii? Jest to dosyć ciekawe zjawisko, ponieważ Święta Bożego Narodzenia są chyba najbardziej znanymi świętami i obchodzonymi nawet na wschodzie. Dlaczego piszę, że to ciekawe? Ponieważ Japończycy do Świąt Bożego Narodzenia przygotowują się już od połowy listopada, a tak naprawdę katolików jest tam mniej niż jeden procent. Więc można powiedzieć, że nie traktują tego jako kwestię religijną. Japończycy, bardzo lubią święta pochodzące z zachodu więc nic dziwnego, że Święty Mikołaj zawitał i tam.

Dlaczego Kurisumasu?
Kurisumasu - to czas, który powinien kojarzyć nam się z rodzinną atmosferą, miłością, radością. Czyli wszystkim co najlepsze. Czy tak właśnie nie wyglądają święta?

Jak wygląda kolacja wigilijna w Japonii?
Na pewno nie składa się z dwunastu dań, słomy pod stołem, dodatkowego miejsca dla nieznajomego gościa. Japończycy są bardzo rodzinni, więc każde święto, które pozwala im spędzić razem wspólne chwile cenią bardzo, ponieważ na co dzień są bardzo zapracowani.
Ubierają się uroczyście, na stole gości kurczak oraz kurisumasu keeki (jap. świąteczne ciasto).
Niestety też bardzo często obserwuje się zjawisko przenoszenia domowych, wigilijnych kolacji w bardziej nowoczesne miejsca. Restauracje takie jak KFC posiadają w tym czasie świąteczne menu, a w noc wigilijną ludzi jest tam na pęczki,  co oczywiście przekłada się na niezwykły dochód, ale tego już nie muszę mówić.

Podczas trwania okresu świątecznego większe miasta lśnią magią lampek choinkowych, wszelakie ozdoby świąteczne towarzyszą nam na każdym kroku, i z każdego głośnika restauracji słychać świąteczne piosenki typu "Jingle Bells".
                                     WESOŁYCH ŚWIĄT!
Ev







wtorek, 19 grudnia 2017

Black Mirror

Black Mirror to seria wypuszczona przez Netflix i emitowana od 2011 roku. Tak, też się dziwiłam, że ta seria aż tyle ma. Składa się na nią 13 odcinków czyli 3 sezony i niedługo ma wyjść 4.

(Ej napisz im o… Tak, wiem!) Wiem z czym Wam się kojarzy Black Mirror, ponieważ do mnie przed obejrzeniem serialu dotarł taki news: “ej a w tym Black Mirror to gościu r**** świnię, hehe” I myślicie, że chciałam to obejrzeć po takim komentarzu?? Absolutnie. Dlatego tyle z tym czekałam. Nie mogę wyrazić mojej opinii nie odwołując się do historii maciory.

Odcinek pierwszy. The National Anthem.

Mamy tu nieciekawą sytuację. Księżniczka bliżej nieokreślonego kraju zostaje porwana. Kto może ją ocalić?

A: Rycerz.

B: Ukochany

C:Ojciec

D:Matka?

PREMIER. Tak, premier tego państwa może uratować księżniczkę. Dlaczego? Poprostu. Co ma zrobić? Już się domyślacie, ale sprecyzujmy. Warunkiem uwolnienia księżniczki jest odbycie stosunku seksualnego Michaela Callowa z maciorą. Całość tego czynu ma być puszczona na żywo o konkretnej godzinie w telewizji publicznej. Czy Michael się zgadza? Absolutnie. Czy przekonuje go to, że jako jedyny ma władzę nad życiem księżniczki? Wcale. Jak się domyślacie rodzice księżniczki nie uznają odmowy i Michael nie ma wyboru. Myślicie, że nie kombinuje? Kombinuje jak może. Zatrudnia nawet podobnego do niego aktora filmów pornograficznych. Jego “przyboczni” kombinują na lewo i prawo, ale w czasach wysoko rozwiniętej technologii i zbiegów okoliczności porywacze dowiadują się o tym. Michael nie ma wyjścia. Michael ma żonę. Ona się nie zgadza by ratował księżniczkę i szargał swoją opinię. Ale wszyscy już wiedzą co ma zrobić Callow. Wszyscy czekają na jego decyzję. Cały kraj? Państwo? I robi to. Z płaczem. Z obrzydzeniem. Łyka co ma łyknąć i wbrew sobie robi coś dla dobra kogoś innego. Kogoś obcego. Dużo ludzi ogląda wtedy telewizję, wszyscy go oceniają. Jedni źle, bo “ co on na Boga wyprawia” inni dobrze: “ ten człowiek jest w stanie zrobić wszystko dla dobra innych”. Myślicie, że uratował księżniczkę? Napisałabym żebyście sami się przekonali, ale rozumiem, że nie każdy będzie chciał to zrobić, więc Wam powiem. I tak i nie. Księżniczkę wypuszczono pół godziny przed transmisją na żywo. Udokumentowały to kamery na jednej ze stacji benzynowej. I kto tu został… (Sharky, na litość boską!). Na szczęście agentka i przyboczni premiera zatajają ten fakt nawet przed nim dla ogólnego dobra. Michael zostaje bohaterem. Bierze udział w różnych akcjach publicznych rok po tym wydarzeniu. Uśmiechnięci, razem z żoną pokazują że sobie poradzili, są silni. Jak myślicie, co się dzieje, gdy przekraczają próg domu? No właśnie. Niby fajnie przed kamerami, ale nie da się łatwo uporać z taką traumą. Nie samemu, jak myślicie co by się stało, gdyby Callow dowiedział się, że ktoś nim manipulował?


Przepraszam, musiałam opisać Wam ten odcinek żebyście trochę zrozumieli sytuację. Ten serial nie bawi się z widzem. Ten serial to wizja Charliego Brookera. Pokazuje dobitnie i bez litości zagrożenia jakie może wywołać rozwój technologiczny. To jakby 3 sezonowa przestroga. Każdy z nas może znaleźć się kiedyś w takiej sytuacji. We mnie cały serial wzbudził ogromny niepokój. Długo brałam się za napisanie tego artykułu, ponieważ ta produkcja wywołała u mnie sporą fobię technologiczną. Nie radzę sobie z technologią za dobrze. Nie lubię jej, a po tych odcinkach pomyślałam “Co ja tak scrolluję facebooka ciągle? Dlaczego to robię? To niebezpieczne. Książko, gdzie jesteś?” ( O pewnie dlatego 2 telefon wpadł ci do sedesu! ...Milcz.). Black Mirror zbiera cały niepokój tego świata w 13 odcinkach. Chcę Wam opowiedzieć o kilku moich ulubionych ( To źle brzmi masochistko. Tak...wiem)

Be Right Back

To pierwszy odcinek 2 sezonu ( btw. drugi sezon jest znacznie mocniejszy niż 1) opowiada historię Marthy- młodej kobiety cierpiącej po stracie swojego kochanka. Pogrążona w rozpaczy i tęsknocie znajduje usługę dzięki, której może “przywrócić” mężczyznę do życia. Chcecie wiedzieć o co chodzi? Gdy dużo zapłacisz i masz odpowiednią wannę w przeciągu kilku dni otrzymasz najnowszego androida z wspomnieniami i sposobem zachowania zmarłej ci bliskiej osoby! Wszystko bazując na wirtualnej aktywności historii tej osoby. Normalka! Pamiętacie stwierdzenie “nie masz facebooka, nie istniejesz”? Mniej więcej tak to działa z tą zasadą, że nie zmartwychwstaniesz jak nie jesteś online. Czy taki sposób jest dobry na wyjście z żałoby i ruszenie dalej...niekoniecznie. Ten odcinek wywołał u mnie łzy. Zresztą większość z nich to zrobiła.

Znacie takie uczucie, gdy oglądacie coś i wiecie, że zaraz wydarzy się coś niemiłego? To uczucie niepokoju nie pozwala Ci gapić się bezmyślnie w ekran, odwracasz czasem wzrok, bo coś innego przykuło na chwilę Twoją uwagę. Czasem jest tak, że gapisz się, masz uczucie ogromnej goryczy i wiesz, że nie zrobisz nigdy w życiu replay. Wiem, bo próbowałam. Taki właśnie jest ten serial. 3 odcinki w każdym sezonie. I koniec.

Playtest

2 odcinek 3 sezonu. Ten to dopiero był pokręcony.

Nie masz gotówki, a szukasz łatwej i szybkiej kasy? Jesteś nerdem lub geekiem komputerowym? Jesteś w podróży i bardzo nie chcesz jej przerywać? Weź udział w naszym teście najnowszej gry typu horror! SaitoGemu zatrudnia takiego właśnie gościa do testów- Coopera. Cooper wyłączył telefon bo mu kazali ze względu na bezpieczeństwo, bo tu się testuje nowe technologie, bo to niebezpieczne, spięcia mogą wystąpić, ale i tak go włączył by wysłać fotkę. Zakładają mu implant, dzięki któremu widzi grafikę w 3D (coś jak VR). Gra nazywa się Whack-a-Mole i bazuje na strachu gracza. Odczytuje z mózgu to czego się boisz. Podczas gry dzwoni matka Coopera, ale asystentka rozłącza się i tyle. Nie wyłącza telefonu. Na mężczyznę czeka kilka jumpscaerów, później dziewczyna, którą dopiero co poznał wpada do domu i mówi mu, że ta gra jest niebezpieczna, a za jakiś czas dźga go nożem. Bolało. Dlaczego? To tylko gra. Dziwna i głupia. Chcę przerwać! Idź do accesspointu. Okay. Pokój na górze. Ups...to nie accesspoint. Czego Cooper boi się najbardziej? Alzhaimera, boi się, że będzie kiedyś w takim stanie, że nie pozna swoich najbliższych, sam wie jak to boli. I na chwilę w tym pokoju zapomina wszystko. Nie potrafi odpowiedzieć na żadne z podstawowych pytań. Chce usunąć implant kawałkiem potłuczonego lustra. Pracownicy SaitoGemu przerywają grę. O sorki, prze pana technologia poszła za daleko w pana mózg nie da się wytłumaczyć. Co?! I budzi się. Właśnie w tym pokoju, w którym zaczął test. Minęła tylko sekunda odkąd się zaczął. Nie chce już grać. Wraca do domu. Jego mama go nie poznaje, ciągle dzwoni na jego komórkę. Nie dodzwoni się. Może zgadniecie co się stało w pierwszych 0,04 sekundy po rozpoczęciu eksperymentu?

Shut up and dance

3 odcinek 3 sezonu. Trzeci sezon dał mi nieźle w kość. Min. ten odcinek. Wyobraźcie sobie, że ściągacie antywirusa, bo coś Wam w komputerze nie działa, wszystko spoko już się nie zacina można żyć w świecie wirtualnym bezpiecznie. Robicie to co zwykle. To sieć, jesteście przecież anonimowi. Problem w tym, że ten antywirus to wirus. E tam, zrobimy format C będzie dobrze. Nie, nie będzie, bo jest już za późno. Kenny to całkiem fajny chłopak, pracuje w czymś w rodzaju McDonalds, trochę nieśmiały, nie lubi jak siostra zabiera mu laptop i kradnie colę. Średnio dogaduje się z innymi ludźmi. Normalny nastolatek. Ma jeden poważny sekret i jeszcze większy problem. Ściągnął (anty)wirusa i się nie zorientował. Dostaje maila zaraz po masturbacji: We saw what you did. Ups..ktoś cię oglądał przez kamerę w laptopie, krępujące. Ale ej, czym się martwisz? Wszyscy to robią. Musisz odpowiedzieć na wiadomość swoim numerem telefonu, bo inaczej wszyscy dostaną ten filmik. Dalej są instrukcje, których musisz się trzymać. I Kenny to robi, jedzie gdzieś, gdzie mu każą, odbiera paczkę, zawozi gdzieś. Takie zwykłe rzeczy. Na początek. Ale co człowiek jest w stanie zrobić by ukryć swój intymny sekret przed światem...okraść? Zabić? Jaki sekret? Przekonajcie się.

Jeśli myśleliście, że 13 Reasons Why (o którym zresztą powstaje równolegle artykuł), jest dołujące, przytłaczające i wywołuje niepokój...oh jak bardzo się mylicie. Chociaż raz, ale przełamcie się, bo zapraszam Was na maraton samouświadomienia. A wszyscy Ci co już obejrzeli i czekają na 4 sezon: Jak Wasza ocena? Moja 10/10 mimo, że boli mnie psychika.

~Sharky

środa, 13 grudnia 2017

Historia

Historia postaci, czyli po kiego wałka mi tyle pracy przed sesją.
    Co to tak właściwie jest i po co nam to w erpegu? Ok zacznijmy od początku. Każdy mistrz gry nawet ten początkujący stara się by świat wykreowany przez niego żył. Gracz jako twórca postaci też powinien dążyć do tego by jego postać żyła.
    No dobra to co ja mam tam pisać? No ok już wyjaśniam. Obstawiam, że jesteś graczem i nie żyjesz na tym świecie od 3 miesięcy. Spójrz na swoje życie... ej no weź przestań płakać nie o to mi chodziło, że jesteś przegrywem... już dobrze? No to jeszcze raz. Pamiętasz swojego pierwszego przyjaciela?  Pamiętasz gdzie mieszkales jak byłeś dzieckiem? Ulubiona zabawa? No jak pamiętasz to lecimy dalej. Pierwsza szkolna bójka... tak to ze dostałeś w rondel też się liczy. Pierwsze zauroczenie? Ok widzisz nie jesteś w stanie opowiedzieć całego życia, ale masz jakieś odnośniki. Twoja postać też powinna mieć odnośniki i może nie tak szczegółowo, ale najważniejsze wydarzenia z jej życia. Te miszczuniu ale po co mi to bo dalyj nie kminie?  O jeżu.... siadaj i słuchaj. Sprawa jest prosta. Musisz poczuć więź z postacią to zabroni ci robić głupich rzeczy i narażać jej życie od tak. Twoja postać nie jest zabawką, którą możesz w dowolnej chwili wywalić i zrobić nową... znaczy się teoretycznie możesz tak zrobić, ale nie powinieneś. Kiedy zaczniesz pisać i włożysz w to nie tylko ciężką pracę, ale i serce to potwornym ciosem dla ciebie będzie wywalenie tego do śmieci. Postać przestaje być kartką papieru z cyferkami i zaczyna być człowiekiem.
    Druga sprawa też ważna pomagasz mistrzowi gry. Tak ty i nie rób takich oczu ty tez możesz pomóc mistrzowi gry. Fabuła sesji/sagi czasem może wyglądać na długą, ale okazuje się że da się ją rozegrać w kilka godzin dlatego mistrz gry musi mieć podkładkę. W swojej historii postaci napisałeś, że masz śmiertelnego wroga tak? Interesujące... a co po wiesz na to żeby właśnie teraz dziwnym trafem był w tej samej wiosce co ty? I myk już się kręci imba. Zmęczeni walkami z orkami i smokami? Chcecie odpoczynku? O twoja siostra ile miała lat? 21? No to już panna nie dziewczynka.... o goniec wręcza ci list z zaproszeniem na ślub. Bang historia sama się pisze  Fajne nie? 
    Sprawa trzeci i jak dla mnie najważniejsza. Pisałem o tym, że świat żyje nie? No więc nie bądź zdziwiony jak nagle się okaże, że postać w twojej historii opisana jako BFF nieżyje. Dude najpierw napisałeś o tym, że masz najlepszego przyjaciela od dziecińśtwa, a później opisałeś swojego arcywroga. Boli nie? Aż chce się płakać... na co czekasz odpalaj motocykl i jedziesz znaleźć gościa i pokazać mu z kim zadarł.
    Historia to rzecz ważna nawet w brew pozorą w takim dunegoncrawlerze, dlatego jak jeszcze raz napiszesz moja postać ma amnezje albo moją wioskę wymordowaly orki i teraz będę się mścić to jak wylapiesz w ten pusty kaczan to ci się kostki posypia.


Fluffy

czwartek, 7 grudnia 2017

Tajemnice Hollywood #1: Alan Smithee

Hollywood od zawsze miało swoje tajemnice, czasem zabawne, ciekawe a  nawet czasem dość drastyczne. To jego urok.  Po latach wiele tych tajemnic ujrzało światło dzienne. Postaram się Wam zaprezentować kilka z nich. Dziś - Tajemnica Alana Smithee'ego.




Alan Smithee - reżyser ponad 74 produkcji takich jak: "Diuna", "Ptaki II", "Hellraiser IV", "Faraoni-krwiopijcy w Pittsburghu" czy "Zlecenie" z Denisem Hooperem i Jodie Foster. A także kilku odcinków seriali "MacGyvera", "Nikity" czy "The Cosby Show" i innych. Mimo że jest zdobywcą, największej ilości Złotych Malin, to i tak dorobek ma imponujący. Więc jaka tajemnica wiąże się z Alanem Smithee'm?
A no taka, że ów reżyser nie istnieje.
Jest to pseudonim używany przez hollywoodzkich twórców od 1969 roku, którzy finalnie nie chcieli się podpisać pod swoim dziełem. Jak to działa? Niby prosto. Niepodoba Ci się film, podpisujesz się jako ktoś inny, by nie było wstydu, jednak nie było to takie łatwe, jak mogło by się wydawać. By skorzystać z pseudonimu, który już oficjalnie wszedł do obiegu, reżyser musiał udowodnić przed przedstawicielami Amerykańskiej Gildii Reżyserów (DGA) a także Stowarzyszenia Producentów Filmowych i Telewizyjnych, że została mu odebrana kontrola nad filmem i nie miał na to większego wpływu, jednak pseudonim nie mógł być ochroną reżysera przed błędami w sztuce reżyserskiej. Oczywiście jak już uzyskaliście pozwolenie na skorzystanie z "Alana", musieliście zachować dyskrecje a także nie mogą ujawnić powodów dla których to zrobili. Ta tajemnica trwała aż 28 lat, aż do 1997 roku, ale po kolei.
Pierwszym filmem w "reżyserii" Alana Smithee'ego była "Śmierć rewolwerowca" z 1969 roku. Prawdziwym reżyserem był Dan Segel ("Brudny Harry" itd.), który film przejął po Robercie Tottenie, ponieważ ten nie dogadywał się z głównym aktorem, Richardem Widmarkiem. Totten musiał odejść, więc pałeczkę przejął Segel, który nie chciał podpisać się pod tym filmem, a na Roberta Tottena nie zgadzał się Widmark, więc finalnie wymyślono Alana Smithee'ego. Pod pseudonimem "Smithee" podpisywało się na prawdę wielu, m.in: David Lynch, Dennis Hooper, Fritz Kiersch, Kiefer Sutherland, Arthur Hiller, Sam Raimi, Ramsey Thomas i wielu innych.
W 1999 roku Oficjalnie DGA postanowiło zaprzestać używania tego pseudonimu, prawdopodobnie za sprawą komedii z 1997r., "Spalić Hollywood" - historia z tym filmem jest bardzo ironiczna. Fabuła brzmi mniej więcej - reżyser tworzy film z którego finalnie nie jest zadowolony i chciałby skorzystać z hollywoodzkiego pseudonimu jakim jest "Alan Smithee", jednak nie może.
Ponieważ sam się nazywa Alan Smithee. Brzmi zabawnie, jednak historia filmu jest lepsza, niż sama jego fabuła. Reżyser tej komedii, po obejrzeniu ostatecznej wersji, która okazała się, mówiąc mało kolokwialnie - gniotem (zdobył szereg Złotych Malin) - sam skorzystał z pseudonimu. Więc film o Alanie Smitheem, został nakręcony przez... Alan Smithee'ego. I choć jak już wspomniałam, DGA zarządził, że wycofuje funkcję jaką pełnił "Alan", to do dziś można natrafić na jego nowe produkcje. Tylko na moment w 2000 roku, Alana zastąpił "Thomas Lee" przy filmie "Supernova". Dziś wszyscy znają tą tajemnice, jednak wciąż nie ma informacji, co takiego skłoniło Davida Lyncha czy Dennisa Hoopera do zrzeknięcia się swoich dzieł.
Dziś filmy Alana Smithee'ego są uważane za pewnego rodzaju kultowe w swej kiczowatości. Są nawet organizowane całe maratony filmowe z jego produkcjami. A wy widzieliście jakiś film Smithee'ego?


Pozdrawiam
Kavka
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka