piątek, 20 października 2017

Nowa Coma, czyli czy zespół za chwilę przestanie świecić


Na to pytanie postaram się odpowiedzieć później. Zacznę od opisania, tego co usłyszałam wczoraj w nocy.
Wiele osób, jak sądzę, jest w tym momencie uprzedzonych do łódzkiej grupy przez zeszłoroczną płytę  „2005 YU55”, która okazała się niewątpliwie genialnym, choć dość osobliwym i trudnym materiałem. Sama osobiście rzadko wracam do tego krążka, z tego po prostu względu, że jest ciężki, a zeszłoroczne koncerty Comy były, że tak powiem, „warstwowe”, ponieważ nowe utwory raczej średnio korespondowały ze starymi. A „Metal Ballads vol. 1”? Będzie odstawać czy nie? Ja sądzę, że nie.
Krążek otwiera utwór „Uspokój się”, który od początku… uspokaja. „Jeśli czytasz tę wiadomość, uspokój się. Prawdopodobnie nie jest skierowana do Ciebie. […]” Słuchami melodyjnej warstwy wokalnej, która oddycha i pozwala wybrzmieć instrumentom, gdzie słyszymy wintydżowy, świetny klawisz. Już od tej pierwszej piosenki słyszymy, że płyta jest inna od całego dotychczasowego dorobku Comy. Kolejnym kawałkiem są zaprezentowane pierwszy raz na Męskim Graniu „Lajki”, które jedni zachwalają, inni „hejtują”. Moim zdaniem utwór jest bardzo dobry. Fakt, dosłowny, ale czy to źle? Warto zobaczyć klip do tego kawałka, który jest mistrzowsko wykreowany. Fragment „Widzę do tyłu” mogliśmy już usłyszeć w pierwszym zwiastunie płyty. Odnośnie tej piosenki mam wrażenie, jakoby była lekko organkowa – szczególnie mam na myśli utwór „Rilke” z krążka „Czarna Madonna”. I wszędzie jak dotąd jest w tle charakterystyczny klawisz, podbijający całą resztę. Kolejny utwór „Za słaby” jest kolejnym, który uspokaja. Akustyczny i bardzo liryczny. Niewątpliwie potrafi wprawić odbiorcę w uczucie zadumy i może wręcz melancholii… Z tym utworem, jak i z całą płytą kojarzy mi się stara solowa twórczość Roguckiego. „Odwołanie” odcina się jak nożem od „Za słabego”. Utwór szybki i energiczny. Odczuwalny jest tu nieco wpływ artystów, którymi Coma obecnie się otacza. Chodzi tu o melodyjność, nie o rytmikę. „Snajper” z początku przez nie-muzyczne dźwięki kojarzy mi się z „Hipertrofią”. Utwór ciekawy, narastający. Na pewno wiele osób go polubi. Niestety dla mnie utwór jest „Parapetem” tej płyty („Parapet” to utwór z „Hipertrofii”, nigdy nie potrafiłam się do niego przekonać, ani tekstowo ani muzycznie). „Odniebienie” z kolei zalatuje „YU55”, przypomina jedną z „Łąk”, ale Rogucki miło zaskakuje wokalnie. Zwłaszcza jeśli spodziewasz się melorecytacji. Utwór zdecydowanie charakterny. Urzekające jest, to że w każdym słowie słychać świetny warsztat aktorski wokalisty. „Cukiernicy” są mocno osadzeni w klimacie retro, głównie przez brzmienie bębnów. Swing zdecydowanie. I kolejne skojarzenie: najpierw posłuchajcie „Cukierników”, a potem „Nie Bielsko”.  Z kolei „Konfetti” jest dla mnie połączeniem „Sopotu” i „I’m not afraid of your soul”. Piosenka inna od pozostałych, ale bardzo dobra i mimo podobieństw do solowych kawałków Roguckiego, nadal jest w stu procentach „comowa”. I przyszedł czas na mojego faworyta – „Za chwilę przestaniemy świecić”. Utwór nie jest moim ulubionym wyłącznie dzięki tytułowi, który jest fantastyczny. Tekst wdzięczny, poetycki, choć polityczny w drugiej części. Brzmienie jest mocne, narastające i opadające, i od nowa aż do momentu kulminacyjnego i do końca, kiedy zamyka się cięciem. Ostatnim utworem są fantastyczne „Proste decyzje”. Da się wyczuć tutaj wpływ Męskiego Grania i jednocześnie towarzyszący całemu krążkowi klimat retro – dzięki nieco wygłuszonemu wokalowi.
Płyta jest zdecydowanie inna niż poprzednia, ale nawiązuje do tak zwanej „starej Comy”. Mamy tu niebanalną warstwę tekstową, wciąż poetycką choć mocno aktualną i związaną z dobą Internetu, co dzięki wintydżowemu brzmieniu, nieco kontrastuje lecz pozostaje spójne. Melodyjność wokalu, jak już wspomniałam, nasuwa skojarzenia z solowym krążkiem Piotra Roguckiego z 2011 roku „Loki – wizja dźwięku”.
Wrócę jeszcze na chwilę do singla, bo spotkałam się z komentarzami, że ludzie nie wiedzą, czy kupią płytę, „a jeśli tak, to na pewno nie od razu”. „Lajki”, okładka płyty i tytuł odstają od całości. Myślę, że to pewien rodzaj prowokacji. Coma chyba nie byłaby sobą, gdyby nie prowokowała fanów. Zwłaszcza tych, którzy twierdzą, że zespół skończył się na „Czerwonym Albumie”. Pragnę przypomnieć, że 6 lat temu podobni „fani” twierdzili, że Coma skończyła się na „Hipertrofii”. Na razie jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś uważał, że skończyli się na „2005 YU55” :P
Na koniec powiem, że moim zdaniem krążek jest świetny muzycznie jak i tekstowo, niebanalny, aktualny choć w pewien sposób dawny. Na notę w skali od 1 do 10 z mojej strony jest zdecydowanie za wcześnie, ale sami możecie już próbować oceniać.
A odpowiadając na pytanie zadane na początku: Nie, Coma zdecydowanie nie przestanie świecić.
Ja z całego serca polecam i nie mogę się doczekać, aż usłyszę jak nowe utwory zabrzmią na żywo w łódzkiej Wytwórni.

Do przeczytania, kochani!
Brownie

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka