niedziela, 5 maja 2019

Final Space



Ostatnio w moim życiu panuje mniej erpegowści niż bym sobie tego życzył, no ale niestety takie jest dorosłe życie ;/.

Znajduję jednak czas na to by poświęcić chwilę lub dwie na netflixa i jego seriale. Nadrabiałem niedawno animacje z pod szyldu czerwonej eNki i muszę przyznać, że robią kawał dobrej roboty. Dzisiaj opowiem wam nieco o Final Space i dlaczego warto obejrzeć ten twór. 

Primo humor. Final Space odbiega mocno humoru do jakiego przyzwyczaiły nas dorosłe kreskówki. Mniej tutaj żartów o kupie lub nawiązań do seksu natomiast bardziej twórcy skupiają się na grze słów i dowcipach sytuacyjnych. Chcecie przekład? Jak można nazwać humanoidalnego kota? Avocato. Ja osobiście parskłem tak, że musiałem wycierać klawiaturę z herbaty. Niektórzy mówią, że to humor jak z Ricka i Mortyiego. Nie zgodzę się z nimi. Tutaj dowcip jest o wiele lżejszy i mniej fekalny.


Secundo fabuła. God jakie to jest dobre. Od samego początku wiemy, że coś się spieprzy tylko nie wiadomo co, gdzie i jak. Myślicie, że to spoiler? Obejrzyjcie 5 minut pierwszego odcinka. Główny bohater Gary to „kapitan” statku. Problem jest taki, że na statku jest sam i towarzyszą mu tylko roboty. Komputer pokładowy HUE, którego bez większych dylematów można wpisać w kategorię śmiesznego chu…. No wiecie taki co wkurza, ale jest śmieszny. KEV czyli robot mający dostarczać „kapitanowi” zastępcze relacje z człowiekiem. Oczywiście nie wywiązuje się ze swoich zadań najlepiej gdyż jego procesor jest mocno jedno wątkowy. Żreć ciastki! Ale wiecie… roboty nie mogą żreć ciastków. No i przygoda zaczyna się kiedy nasz bohater czyli Gary spotyka Ciastusia. Małą, zieloną, latającą kulkę miłości, która okazuje się mieć inne zastosowanie niż tulaśność. Postacie momentami nieco sztampowe jednak napisane z takim rozmachem, że czapki z głów. Główny wątek idealnie przeplata się z pobocznymi zdarzeniami i nie mamy wrażenia jak większości gier komputerowych, czyli świat się pali, a ja zbieram marchewki. Każde zdarzenie jest do tego jest zaskakujące i jeszcze bardziej poszerza naszą wiedzę o świecie przedstawionym i bohaterach.



Trzecio feelsy. W mordę jeża jak to mówił legendarny już Pan Boczek. Początki tej animacji są przesiąknięte humorem, ale im dalej w las tym więcej drzew i nie mówię tutaj o dowcipach. W pewnym momencie zapomniałem o tym, że to kreskówka. Twórcy potrafią wprowadzić taki nastrój, że człowiekowi staje gula w gardle. Oczywiście nie mi bo mężczyźni prawdziwe samce Alfa nie mają takich uczuć :P Ciężko pisać mi tutaj bez spoilerów, ale każda postać ma swój wątek i większość tych wątków to sprawy poważne. Od rodzicielstwa, przez miłość, przyjaźń po utratę bliskiej osoby. 

Nie chcę nic spoilerować bo fabuła jest mocno nie banalna i nawet drobna pierdoła może zepsuć zabawę. Powiem tyle weźcie zapas ciastków, herbatę i siadajcie do oglądania. Najlepiej to zmaratonować, żeby później nie siedzieć w pracy i męczyć się co będzie dalej (wiem bo tak właśnie miałem).

 Żryjcie ciastki póki możecie!
Fluffy


środa, 24 kwietnia 2019

Final Girl



Każdy kto choć widział parę horrorów, zwłaszcza z lat 70-tych i 80-tych, będzie kojarzyć, kim jest postać final girl. Jednak, dla tych co niekoniecznie znają, przybliżę. Final girl, w dosłownym tłumaczeniu “finałowa dziewczyna”, jest to sztandarowa kreacja bohatera w  wielu filmach grozy. Laurie Strode z “Halloween” (1978),  Ellen Ripley z “Alien” (1979), Kim Hammond z “Prom Night” (1980), Marty Gaines z “Hell Night” (1981), Nancy Thompson z “A Nightmare on Elm Street” (1984), Sidney Prescott ze “Scream” (1996),  Julie James z “I Know What You Did Last Summer” (1997), Erin z “You’re Next” (2011). Choć te postacie powstały w różnych latach, to wszystkie należą do tej samej grupy. 


Ikonografie postaci final girl, można pokrótce przedstawić jako: dziewczynę o mocnym kręgosłupie moralnym, która nie ulega pokusom takim jak narkotyki, alkohol, papierosy czy seks. Zwłaszcza aspekt cnoty, jest ważny (zmienia się to dopiero ok. lat 90-tych). Czystość seksualna, mogła ją uchronić przed śmiercią. Jedni uważają że to miał być sprzeciw ku ówczesnej wolnej miłości. Inni natomiast, w tym James Kendrick, sądzą że bardziej chodziło o utracenie koncentracji przez igraszki czy używki, co skutecznie wykorzystywał morderca. Final Girl, miała być
kontrapunktem dla filmowego antagonisty, stąd również jej nieskazitelność. Jest inteligenta, skromna i piękna, praktycznie zawsze jest to tzw.: "szara myszka". Do jej umiejętności często należą taki które nam kojarzą się typowo męsko, jednak one łamią ten stereotyp, np.: postać Marty w "Hell Night", która zna się na naprawie aut.


Utarło się że, final girl pojawia się w slasherach. Faktycznie, w nich występuje najczęściej, jednak można ją spotkać nie tylko w tego rodzaju horrorach. Jedną ze sztandarowych postaci tego typu jest Ellen Ripley z filmu “Alien” Ridleya Scotta.

Ta postać jest spopularyzowana od lat 80-tych. Dlaczego akurat wtedy? Niektórzy badacze, jak profesor Iwona Kolasińska z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, sądzi że miało na to wpływ ówczesne nastroje społeczne w Stanach Zjednoczonych. Wtedy właśnie rozwijała się tak zwana III fala feminizmu. Ruch, umocnił się przede wszystkim przez swoją różnorodność. We wcześniejszych latach, kobiety dzieliły się ze względu na wyznanie, rasę czy orientację. Nie potrafiły razem walczyć. W latach 80-tych, ujednoliciły się i ruchy feministyczne lesbijek, Latynosek, Afroamerykanek, białych a także innych kobiet stworzyły jeden silny ruch. Wtedy także, do kin zaczęło wchodzić coraz więcej produkcji grozy, w których to kobieta stała się nie tylko główną bohaterką, ale jedyną, która potrafi, powstrzymać czające się zło. Możliwe że, jej zwycięstwo symbolizuje silnie przebijającą się myśl feministyczną do ówczesnego społeczeństwa.

Mimo, że final girl pojawiała się głównie w starych horrorach, to jednak od jakiegoś czasu pojawiają się produkcje w których ukazywana jest jej postać, jak w "You're Next". A nawet staje się nie tylko główną bohaterką, ale i głównym wątkiem: "The Final Girls" z 2015 roku czy w serialach takich jak "Scream Queen" czy "Scream". Czy postać final girl, znów stała się "modna"wraz ze wzrostem ruchów feministycznych? Czy nigdy ta tendencja nie zanikła. Co sądzicie?

Kavka.

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

The End of the f***ing world



Pomyślałam, że zbliżająca się w tym roku premiera 2 SEZONU tego nieszablonowego serialu jest świetną okazją do podzielenia się z Wami moimi odczuciami odnośnie tej produkcji. :)
The End Of The Fucking World to serial wyemitowany i współrealizowany przez Netflix oraz 4 Channel, którego premiera przypadła na październik 2017 roku. Obejrzałam go jakiś czas temu i po prostu się w nim zakochałam.
Seria opowiada historię nietypowo rozpoczętej relacji dwójki nastolatków Jamesa i Alyssy. Niby gatunkowo jest to czarna komedia, ale odnoszę silne wrażenie jakbym oglądała relację z czyjegoś życia. Nie takiego vlogowego życia jakiego głównie jesteśmy świadkami na yt,  ale tego prawdziwego, nie na pokaz i nie przed kamerą (o ironio). Czyjegoś, ale tak podobnego do mojego własnego okresu dorastania... i prawdopodobnie dlatego tą produkcję pokochały tysiące- nie tylko dzięki świetnemu źródłu jakim jest mini komiks Charlesa Formana, ale dzięki temu, że mogły utożsamiać się z bohaterami. Że są oni prawdziwi, bliscy nam samym.
Już od pierwszego odcinka dowiadujemy się, że James jest nastoletnim psychopatą- kiedy był małym chłopcem wsadził rękę do frytury tylko po to żeby “coś poczuć”, zaczął mordować zwierzęta, a aktualnie planuje swoje pierwsze morderstwo. Alyssa to przepełniona złością dziewczyna o ciętym, wulgarnym języku, której rodzice się rozwiedli, a jej mama znalazła nowego idealnego męża i założyła idealną rodzinę, do której Alyssa zwyczajnie nie pasuje. Czasem czuje, że przepełnia ją za dużo emocji więc kładzie się i patrzy w szare lub błękitne płaszczyzny by poczuć się wolna. Spotykają się w momencie, gdy James szuka swojej pierwszej ofiary, a Alyssa ma nadzieję, że w końcu coś (James) przełamie frustrację w jej nastoletnim życiu.
Narracja jest prowadzona z dwóch punktów widzenia więc jesteśmy całkowicie świadomi myśli i uczuć jakie towarzyszą obojgu bohaterom jak, np: szczere stwierdzenie Alyssy “Nie lubię przepraszać. Ale czasami powinnam” zestawione z Jamesa “ Czasem nie reaguję na to co się dzieje. Chociaż powinienem.” Daje nam to jasny obraz jak skomplikowane jest ich życie wewnętrzne. Pomimo tego, że są totalnym przeciwieństwem łączy ich wiele. Przez większość czasu, przynajmniej mnie towarzyszyło uczucie niezręczności,czasem zażenowania, podnoszące doznania oraz potęgujące napięcie i uzależniające od głównego wątku. Wspiera to niesamowita gra aktorska  Alex Lawthera i Jessicy Barden.
 Jesteśmy świadkami niesamowitych przemian, wielkich zawodów, zwątpienia, refleksji i ogólnego chaosu rządzącego w tej relacji co wciąga nas jeszcze głębiej, angażuje w to, co dzieje się na ekranie zapraszając do wniknięcia w ten świat. Nad ekspresyjna, chamska i szczera Alyssa strzela kontrowersyjnymi pomysłami jak z rękawa tylko po to żeby się nie nudzić,na co z chęcią przystaje stonowany i wycofany społecznie James, mający w głowie tylko niezdarne plany dokonania morderstwa na swojej nowej towarzyszce.
Zestawienie ze sobą tak kontrastowych charakterów sprawia, że nie możemy oderwać od nich wzroku, a wszystkie odcinki po prostu przelatują w mgnieniu oka.
Historia przedstawiona przez serial porusza wiele ważnych w życiu nastolatka wątków: pierwszą ucieczkę z domu, sprzeciw wobec powszechnym normom, łamanie prawa, usprawiedliwianie swoich złych wyborów, ból odrzucenia, desperacką chęć akceptacji i bliskości, bycia potrzebnym, kochanym, dylematy moralne, sprawy inicjacji seksualnej, idealizację nieobecnego przy nas przez większość życia rodzica. Świat, którym każdy z nas kiedyś żył lub żyje. A trafniej sprawy stanowiące, że czujemy się jakby to był Koniec J***nego Świata. Naszego prywatnego, ale też całego.  Możemy być obserwatorami wielkich przemian jakie się dokonują w człowieku pod wpływem drugiego człowieka.

Osobiście jestem fanką jednej ze scen początkowych kiedy to Alyssa siedząc na stołówce dostaje powiadomienie od koleżanki na jakimś serwisie społecznościowym i pyta “wtf? To od ciebie? Przecież siedzę tuż obok” i rozwala go o podłogę. To śmieszne i może Wy tak nie macie, ale czuję dokładnie to samo co ona kiedy wychodząc z pokoju do kuchni dostaję wiadomość na messengerze od mojego narzeczonego, a mamy po dwadzieścia parę lat, a nie 15.

Do jakiegoś stopnia utożsamiam się z bohaterami, rozumiem ich zachowania, wybory, a niektóre sytuacje sprawiają, że drżą mi dłonie. Nie mogę się nadziwić jak niesamowicie Charles Forman oddziałuje na odbiorcę używając prostej formy- linearnego, niemal minimalistycznego rysunku do podkreślenia treści. Jak tak skromne dzieło jest tak monumentalnym. Jaką skarbnicą wiedzy i pomysłów stało się dla scenarzysty Charliego Corvell. Mam wielką i szczerą nadzieję, że drugi sezon nie zabije wszystkich wartości, którymi szczyci się pierwszy.
Nie chcę Wam streszczać tej historii tym razem, ponieważ sezon 1 ma tylko 8 odcinków i chcę, żebyście go po prostu poczuli. Pomoże Wam w tym niesamowita ścieżka dźwiękowa. Może nie do każdego z Was przemówi, może nie każdy z Was miał lub ma w sobie tyle gniewu, frustracji lub przeciwnie beznadziejności i jednakowości by poczuć, że w pewnym stopniu to też Wasza historia. Może nigdy nie czuliście, że kończy się świat. Jednak tak jak 13 R3asons Why uważam, że T.E.O.T.F.W to obowiązkowa pozycja na liście do obejrzenia, by zrozumieć lepiej otaczający nas świat, by zrozumieć lepiej młodzież. I broń boże, nie mówię, że jest to źródło edukacji jak radzić sobie z problemami lub je rozwiązywać. Wszystko co mówię to to, że możemy znaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytania, np: “dlaczego ona jest taka wulgarna mając 14 lat?
With her eyes closed, Allyssa looked less angry
Zakochajcie się w tym serialu, w tym mini komiksie. Wyciągnijcie jak najwięcej się da. Przemyślcie. Zapobiegajcie końcom świata.
 I z tym Was zostawiam kochani. Obejrzyjcie tą produkcję koniecznie, kupcie mini komiks Charlesa I czekajcie razem ze mną na nowy, 2 sezon.

~Sharky

czwartek, 11 kwietnia 2019

5 najciekawszych premier płytowych ostatnich 3 miesięcy



W tym artykule po krótce przedstawię wam 5 najciekawszych moim zdaniem nowości muzycznych.
Jak to w rankingach bywa zacznę od końca:

5. White Lies– Five
„Nowa płyta to kamień milowy w karierze White Lies. Podsumowuje dekadę naszej działalności. To początek nowego i ekscytującego dla nas rozdziału” - mówi zespół.
Album jest o wiele bardziej złożony, przemyślany i odważny od poprzednich krążków zespołu. Jest też zdecydowanie osobisty dzięki intymnym tekstom basisty. Mówiąc szczerze potrzebowałam czasu, żeby większość utworów z płytki mi „usiadła”.



4. Dido–Still On My Mind
To płyta powstała po prawie sześcioletniej przerwie artystki. Jest to chyba też najbardziej zmysłowy krążek Dido. Proces powstawania muzyki artystka określiła jako prosty i magiczny.



3. Daria Zawiałow–Helsinki
"Helsinki są bajkową krainą mojej wyobraźni. Miejscem tajemniczym, magicznym, niedopowiedzianym, humorystycznym, filozoficznym. I wszystkim po trochu - kojarzą mi się z miastem skutym lodem, ale też z jednym z najbardziej zielonych, otoczonych gęstą siecią wód miejsc Europy. Z innej strony, Helsinki to azyl, do którego można uciec przed otaczającym światem, złymi emocjami, toksycznymi relacjami, obłudą. To przestrzeń dystansu, która mogłaby mnie bardzo inspirować do tworzenia" - mówi artystka. 
Jest to bardzo ciekawa pozycja w polskiej muzyce alternatywnej. Słyszymy tam fajne brzmienia i rozwiązania muzyczne. Uważam, że warto pochylić się nad tą muzyką, mimo że moim zdaniem utwory są bardzo do siebie podobne.

2. FiszEmade Tworzywo – Radar
Krążek jest silnie osadzony w klimacie lat 80. W utworach możemy usłyszeć zarówno rockowe solówki jak i dźwięki syntezatora, dzięki którym świetni muzycy wprowadzają odbiorcę do świata retro i zabierają nas w melancholijną i czilującą podróż.
Singiel „Dwa ognie” jest dopiero początkiem drogi.

1.Coma – Sen o 7 szklankach
Pomysł na krążek  „Sen o 7 szklankach” kontynuacja muzycznej opowieści z 2018 roku. Wtedy zespół Coma został poproszony o stworzenie jakiegoś specjalnego projektu na Męskie Granie.
„Z początku myśleliśmy o piosenkach z polskich filmów, ostatecznie dochodząc do wniosku, że najbarwniejsze, najbardziej wieloznaczne i pełne fantazji tematy odkrywamy w piosenkach z Pana Kleksa. Idąc tym tropem, zdecydowaliśmy się na program oparty na piosenkach z filmów i programów dla dzieci”. – tłumaczą członkowie zespołu Coma.
Kompozycje z tej płyty są niesamowicie barwne instrumentalnie. Przekazują masę różnych emocji. Uważam że zdecydowanie warto poświęcić tej pozycji dłuższą chwilę.


Na zakończenie dodam, że każdy z wymienionych wyżej albumów działa na mnie emocjonalnie i na swój sposób zmienia coś w moim życiu. A jakie są dla Was najciekawsze premiery tego roku?
Brownie

środa, 3 kwietnia 2019

Śmierć na życzenie?


Nie jest to post zabawny, nie będzie miał na celu wywołania uśmiechu na Twojej twarzy.
Dziś chciałabym Ci przekazać jak ważne jest życie. Życie, które możesz przeżywać z bliskimi, z osobami dla których również ty jesteś bliską osobą. O czym chcę tu dokładnie pisać? Dziś chciałabym się kupić na pewnym miejscu, klinice. Skupia się ona na niesieniu pomocy poprzez terapię przeżywania własnej śmierci. Korea Południowa jest krajem, w którym liczy się perfekcja. Duże statystyki osób cierpiących na depresję, załamania nerwowe, czy brak pewności siebie łączący się z niską samooceną, nie pomaga w prowadzeniu szczęśliwego życia...
Terapia ta ma też za zadanie powstrzymać plagę samobójstw nękającą kraje wschodu głównie Japonii i Korei Południowej. Zaraz opowiem jak to działa.

Miejscem o którym wspominałam na samym początku to Hyowon Healing Center w Seulu. Jest to biurowiec w którym pracownicy czy też zwyczajni ludzie mogą przeżyć własny pogrzeb. Dosłownie.
Są to warsztaty gdzie uczestnicy ubierają się w szaty pogrzebowe, piszą ostatnie listy do swoich bliskich, a następnie są zamykani w trumnach. Obok trumien znajdują się ich zdjęcia z czarnymi wstążkami, dla podkreślenia szczególności chwili. Podczas chwilowego przeżywania śmierci, ludzie mają zmierzyć się ze swoimi demonami, starać stawić się im czoła a także dostrzec jakie życie może być piękne. Terapia ma dać im do zrozumienia, że życie przemija, że nasze problemy wcale nie są tak agonalne jak by się mogło wydawać. Uświadomienie, że z każdej sytuacji znajduje się wyjście. Niewątpliwie pomaga im dojść do tego miejsce w jakim się znajdują. Podczas całej terapii w budynku panuje cisza, by dodatkowo możliwe było osiągnięcie jak największego skupienia.
                           
Szkolenia cieszą się ogromną popularnością

Oprócz samego zamknięcia w trumnach, dostępne są jeszcze wykłady o śmierci i osób które również znajdowały się w tym miejscu i udało im się wyjść na prostą, zacząć drugie, lepsze życie.

Osoby, które decydują się na zamknięcie spędzają tam około 10-20 minut. Może pomyślisz, że to nie wystarczająca ilość czasu, b
y nagle poukładać swoje życie. Jednak do tej pory to miejsce odwiedziło ponad 15 tysięcy osób, które chciały doświadczyć swojej śmierci. Mam tylko nadzieję, że każdej z nich udało się rozpocząć od nowa...

                              

"Korea Południowa ma najwyższy wskaźnik samobójstw wśród 34 krajów w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Jest to spowodowane m.in. presją, jakiej mieszkańcy tego kraju są poddawani już od najmłodszych lat. Od wyczerpujących egzaminów po pracę w dużych firmach." - źródło fakt.pl
Reakcje uczestniczących osób są bardzo skrajne. Niektórzy płaczą, inni się śmieją (możliwe, że jest to sposób na radzenie sobie ze strachem), a jeszcze inni czują się jakby byli innymi ludźmi. 

                                   


Mam mieszane uczucia do słów z którymi spotykają się uczestnicy na zakończenie warsztatów. Brzmią one bowiem tak: " Teraz wiesz, jak wygląda śmierć. A Ty żyjesz. Walcz dla Korei "takimi słowami pracownicy centrum żegnają walczących z depresją Koreańczyków." Osobiście dla mnie te słowa te zataczają błędne koło, słowa "Walcz dla Korei" nadal wskazują na to by nie spadań poniżej pewnego poziomu bo inaczej walka będzie nieefektywna. Lecz to tylko moje zdanie. Tyle ode mnie na dzisiaj. Mam nadzieję, że może ten post pomógł wam w czymś, ja osobiście jeszcze bardziej doceniłam prostotę życia i staram się dostrzegać jeszcze więcej pozytywów jakie mnie w nim spotykają.

                                                                                                                                      
                                                      Ev.

sobota, 16 marca 2019

MMO


Witajcie moi kochani czytelnicy. Opowiem wam historię z jaką być może się spotkaliście. Ostatnimi czasy pisałem artykuły o grze mmo, w którą to zagrywam się już od kilku lat. Miałem zamiar napisać krótki wstęp o niej i jakieś drobne poradniki jak zacząć, jednak muszę od tego planu się odwrócić. Zapytacie pewnie dlaczego? Otóż dlatego, że gry mmo rządzą się swoimi prawami, które chciałbym dzisiaj wam przedstawić. Tak więc zaczynajmy.

Zacznijmy od tego co to jest to MMO, według wikipedii rozwinięcie tego skrótu to Massively multiplayer online no i jak by nie patrzeć zgadza się, ale co to oznacza dla nas tak po naszemu. Dosłownie tłumaczyć tego nie ma sensu bo brzmi to strasznie bezsensownie, ale chodzi o to, że duża liczba graczy gra w tą samą grę w jednym świecie no i oczywiście jest to czas rzeczywisty. Ogólnie rzecz ujmując do MMO dodaje się inne gatunki jak na przykład RPG, jRPG, Hybrid, Shooter, Mobile itd. Większość gatunków gier jakie powstają i powstawały dla jednego gracza ma swój odpowiednik w mmo. No może nie wszystkie, ale wiecie o co chodzi. Pi razy oko wiecie już co to jest mmo i na bank się spotkaliście z tym w różnych odsłonach. Naprawdę myślisz, że nie? To twoje farmville to też w sumie takie mmo tak samo kendy krasze.

Wiecie już co to jest mmo, a teraz pozwolę sobie skupić się na aspekcie dlaczego w nie gramy i jak ono działa. Kiedy to omówię będziecie wiedzieli dlaczego moja seria artykułów to niewypał :D

Tak więc weźmy na warsztat jakieś mmorpg. Nie konkretne, ale takie ogólne z założenia. Zaczynamy grać, tworzymy naszą postać. Możemy mieć pewność, że nasza pierwsza postać, zawsze będzie do wywalenia. Dlaczego? Ano dlatego, że gry kierują się swoimi prawidłami jakimi są buildy. Build to nic innego jak tworzenie postaci pod wybrany szablon by osiągnąć jak najkorzystniejszy wynik pod względem roli jaką ma spełniać w drużynie nasza postać. Powiedzmy, że tworzymy sobie takiego DPS (damage per second) czyli postać od zadawania obrażeń. Naszym podstawowym celem jest zadanie jak największej ilości obrażeń, w jak najkrótszym czasie. Jeśli przed tworzeniem naszej postaci nie zapoznamy się z bonusami rasowymi, klasami itd to wielce prawdopodobne, że z naszego wybitnego DPS będziemy mieli mamałyge. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sobie stworzyć mamałygę i metodą prób i błędów wyciągnąć ją na dobrego damage dealera.

No dobrze, ale z grami jest tak, że kiedyś się kończą tak w założeniu. No mmo nigdy się nie kończą. Jak to mówili w south parku “Wbiliśmy maksymalny level co możemy teraz robić? Zacząć grać.”

W większości gier jest tzw. level cap czyli maksymalny poziom jaki może osiągnąć nasza postać. Jest on w głównej mierze narzucony przez punkty umiejętności lub atrybutów by nasza postać nie rosła w nieskończoność jak w takiej tibii. No ale jak zdobędziemy wszystkie umiejętności i rozwiniemy postać to co wtedy? Wtedy zaczyna się grind. Czyli chodzenie po określonych miejscach, lanie określonych przeciwników w nadziei, że wypadnie nam z nich ekwipunek dzięki, któremu nasza postać będzie ciut lepsza. Lochy, dungi, rajdy to wiele określeń na jedno i to samo czyli powolne wyposażanie naszej postaci. Wydaje się głupie nie? Otóż trochę takie jest, ale o tym dowiecie się zaraz. Bo jak już mamy ten nasz wymarzony ekwipunek i nasza postać jest kozak, że mucha nie siada docieramy do end gameu. Miejsca w którym nic nie jest w stanie nam zagrozić i jesteśmy panami serwera. Na prawdę? No właśnie nie. Bo tak to byśmy skończyli grę i usiedli spokojnie tak jak to mówił markowski by zejść ze sceny niepokonanym. Twórcy gry zawsze dają nam COŚ!

UPDATE czyli coś co w większości graczy wyzwala mieszankę ekscytacji i nerwów. W takiej aktualizacji gry może się okazać, że część ekwipunku albo nawet całe postacie dostaje nerfa czyli poważne osłabienie bo były za mocne w porównaniu do innych klas. Może czekać nas też nowy moduł czyli dodatkowe lokacje, kolejne rajdy, więcej lepszego ekwipunku no i maszyna grindu i farnienia rusza po raz kolejny bo przecież chcemy być najlepsi. Ale jest też coś na co bluźnię przez ostatnie dni… coś co spędza mi sen z powiek… moje nemesis… REWORK.

Cóż możecie nie wiedzieć, albo wiedzieć jak to jest, ale jeśli staracie się ogarnąć jakąś, rzecz żeby być zorientowanym nie na poziomie chodzącej encyklopedii, ale tak mniej więcej a ktoś zwyczajnie wywraca ją do góry nogami to krew człowieka może zalać. Wyobrażcie sobie, że całe życie uczycie się pisać od lewej do prawej i nagle ktoś przychodzi i mówi, że od dzisiaj to się piszę od prawej do lewej i mało co go obchodzi, że ty się inaczej uczyłeś. Może człowieka strzelić… piorun. Tak też właśnie czuje się część graczy Neverwinter.


Nowy moduł jakim jest Undermountain wywraca całą grę do góry nogami. Niektórzy wręcz nazywają go Neverwinter 2.0. Mają rację bo cała rozgrywka jest wywrócona o 180 stopni z backflipem. Wszystkie moje plany i artykuły jakie miałem w zanadrzu idą do piachu bo są już nieaktualne… no ok są aktualne jeszcze przez miesiąc może dwa, ale sensu nie ma w tym, żebym publikował coś co zaraz straci swoją przydatność.Tak więc poczekamy do nowego modułu i wtedy wspólnie z moją ekipą postaram się przygotować dla was kilka nowości i ciekawostek.

Tak jak czytacie to pewnie zastanawia was po co ludzie grają w to mmo. Ja dochodzę do wniosku, że najprościej jest to określić tytułem posenki daft punku “Harder better faster” no i jeszcze stronger jak to dalej jest w tekście. Ogólnym założeniem jest to, że chcemy robić coś dobrze i mmo daje nam do tego predyspozycje takie wiecie zero to hero. Zaczynamy jako ameba, żeby później być bohaterami serwera. Cały czas robimy coś lepiej i szybciej, ciągle się uczymy i analizujemy, badamy nowe buildy, eksperymentujemy, szlifujemy nasze umiejętności i relacje w drużynie, szukamy zależności między postaciami i tego jak możemy wykręcić najlepszy czas na lochu. Jednak w moim mniemaniu najważniejsze jest poczucie wspólnoty. To kiedy idziecie na loch ze swoją drużyną i działacie niczym naoliwiona maszyna pokonując kolejne rzesze przeciwników lub ten moment kiedy pomagacie słabszym graczom i na koniec dostajecie podziękowania lub zwyczajne “lol best tank ever”.

Granie w mmo ma swoje plusy i minusy jak wszystko zresztą w życiu. Teraz wiecie czego możecie spodziewać zaczynając grać w wowa, neverka lub inne tibie. Nie dziękujcie… grajcie ;)


Fluffy

piątek, 1 marca 2019

Łowcy Trolli


 Opowieści z Arkadii, czyli co trzeba zobaczyć na Netflixie.

 Jakiś czas temu zaczęłam zastanawiać się, jakie filmy i seriale uważam za najbardziej godne polecenia na Netflixie. Oczywiście, ile ludzi, tyle opinii, więc od każdego można dowiedzieć się o czymś ciekawym, czego nie znaliśmy wcześniej albo po prostu nie zwróciło naszej uwagi. Jakiś czas temu wpadłam na serial animowany DreamWorks i Netflixa Łowcy Trolli: Opowieści z Arkadii. Włączyłam pierwszy odcinek... i odpłynęłam. 



Bez reszty pochłonął mnie świat trolli i ludzi połączony przez młodego łowcę Jima Lake’a Jr i jego przyjaciół. Jest to świat kolorów, radości, smutków, strachu i nieustannego napięcia. Serial jest bardzo dojrzałą propozycją nie tylko dla dzieci, ale również dorosłych. Widza wciąga fantastyczna historia chłopca znużonego codziennością, który dostaje od losu szansę zostać bohaterem. Oczywiście jego droga jest wyboista, pełna wyrzeczeń, niebezpieczeństw, żalu oraz smutku, ale mimo to bohater stara się sobie radzić z tym wszystkim. A z pomocą zawsze przychodzą mu wierni przyjaciele. Historia głównych bohaterów, trójki nastolatków, jest zawiła i porusza wiele kwestii. Borykają się oni nie tylko z problemami szkolnymi, strachem przed utratą najbliższych oraz groźbą końca świata, ale również z osobistymi problemami, jakimi są brak jednego lub obojga rodziców, porwanie brata, czy matka, dla której najważniejszy jest własny wizerunek.




Animacja poza tym, że jest przepięknie zrealizowana, przedstawia cudowny świat, głębokich bohaterów z rozmaitymi historiami oraz ich przemiany, wciąga bez reszty. Obejrzałam dwa razy 3 sezony z zaciśniętym gardłem i zapartym tchem. Jestem w stanie śmiało powiedzieć, że to najlepsza animacja, jaką dane mi było do tej pory obejrzeć i nie pisząc o tym dłużej, zachęcam każdego do zatrzymania się nad tą pozycją, choćby w celu sprawdzenia, z czym to się je. 

Brownie
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka