wtorek, 27 listopada 2018

The Dragon Prince




Jako wielka fanka smoków (Posiadam własną piłkę bezzębną aka. kulisty Szczerbatek z pluszu)  nie mogłam odpuścić sobie tej animacji. I wiem, obiecałam co innego ale moje huśtawki nastroju przeciągnęły mnie przez The Endo Of The F****** World, Smoczego księcia, Zaczarowanych, Lucyfera aż ugrzęzłam w rozpaczy i depresji na sezonie 7 Dextera. Więc na Patricka Melrose, czy (o losie) 13 Reasons 2 będziecie musieli poczekać.
Zabrałam się za ten artykuł najpierw, ponieważ ten serial wywołał u mnie miłe skojarzenia, ekscytację przed kolejnymi odcinkami i pewną nostalgię.  Poznajcie Smoczego Księcia ;)


The Dragon Prince miał swoją światową premierę 14 września 2018 roku, a w Polsce emitowany jest przez Netflix oczywiście. Liczy sobie całe 9 odcinków każdy po 26 minut. Dlaczego o tym wspominam? Bo nawet jeśli myślicie, że zmarnujecie swój czas to….ej to tylko 9 odcinków...jak Ci się nie spodoba po pierwszym to... daj szansę drugiemu, ale to nie zobowiązuje przecież. Well, to tylko 26 minut nic nie zaszkodzi obejrzeć kolejny. Szczerze, nie znam żadnej osoby, która zaczęła oglądać tą serię i porzuciła ją w połowie- nawet jeśli mówią o niej źle to zostali do samego końca ;) A to chyba o czymś świadczy.
Ah...a dlaczego klasyfikuję ją do mojej rubryki? To samo zrobiłabym z Avatarem ;) Po prostu, nie uważam je za anime.


Większość z Was słysząc ten tytuł niemal od razu dostała dwie sprzeczne informacje: “Robił go Aaron Ehasz ten od Avatara!” oraz “Ale ta animacja jest słaba”. Sprzeczne, prawda? Ale już tłumaczę.
Avatar the last Airbender jest relatywnie starą animacją- nie innowacyjną, ma wiele zalet, ale także kilka rzucających się w oczy wad, natomiast The Dragon Prince wprowadził pewne innowacje. Dlaczego postacie mają taki wyjątkowy styl? Ano ponieważ zastosowano w tym przypadku modele 3D wzbogacone o cel-shading- czyli zabieg podrysowania- imitujący animowane arty 2D. Dało to dość mierny efekt- wczesnej aczkolwiek zaawansowanej gry 3D, w której animacja sie zacina. Stąd wynikają pewne błędy rysunkowe, spore uproszczenie postaci i okrojenie detali jednak gdy mamy do czynienia z żywą i wartką akcją, dynamiczną walką, czy akcją w perspektywie animacja jest na najwyższym poziomie i odznacza się niezwykłą płynnością. Za to chylę czoła. I o ile mogę marudzić,że światło na postaciach jest nieruchome (zawsze trójkąt światła na policzku nieważne jak bardzo przemieści się postać)  to rysowane ledo ruchome widoki, pejzaże i wnętrza charakteryzuje niesamowity klimat- od światła do kolorytu. Uczta dla malarskiego oka. :)


Fabuła jest tutaj dosyć prosta, niemal jednoliniowa i od początku rusza z kopyta. Dostajemy rzeczowe i jasne wprowadzenie jak w grach typu RPG. Serial ma swoją własną mitologię opartą na magii, której głównymi źródłami są  Słońce, Księżyc, Gwiazdy, Ziemia, Niebo i Ocean. Jednak ohydni i podli ludzie znaleźli okrutne 7 źródło, czyli Czarną Magię- wykorzystującą esencję życiową magicznych stworzeń. Narodził się poważny konflikt w efekcie, którego cały świat stanął w obliczu wojny. Ludzie wygnani przez elfy i smoki pragnęli zemsty i zabili smoczego króla wykradając jego jajo- Smoczego Księcia i pozbyli się go raz na zawsze. Twórcy serii rzucają nas w kocioł- kiedy to Księżycowe Elfy przybywają z Xandii aby zabić ludzkiego króla i jego potomka oraz stawiają bohaterów przed licznymi dylematami moralnymi- kiedy to Rayla kwestionuje brutalność swojej rasy względem bezbronnych jednostek lub sens walki mimo odnalezienia żywego Księcia. Nie ważne, czy przez wzgląd na poprawność polityczną, czy cokolwiek innego wachlarz postaci jest tu imponujący- główny bohater Callum jest przybranym synem króla Harrowa( i jakoś tak wyszło, że magiem), który jest do bólu epicki i czarnoskóry, pierworodny syn króla książę Ezran to mały zmyślny chłopiec przejawiający w swoim zachowaniu iście królewską postawę oraz niesamowity rozsądek, bracia mimo nie spokrewnienia wzruszają widza swoim braterskim oddaniem. Balans do nich stanowi czarnomagijne rodzeństwo czyli Soren i Claudia- oddani ojcu (nadwornemu magowi/ czarnoksiężnikowi)  jakby zagubili samodzielne rozumowanie- okazują pełne wsparcie i szacunek dla jakże niegodziwe ojca (bo w końcu pragmatyzm, a cel uświęca środki).
Inną z bardzo oryginalnych postaci jest Amaya, czyli niema ciotka głównych bohaterów. Fantastycznie rozegrano tutaj jej komunikację, poprzez tłumacza i poprawny język migowy, mimo głębokiego rasistowskiego przekonania o tym jak złe są elfy i smoki jest to bardzo przyjazna dla widza postać.
W tym pierwszym sezonie bardzo dużo się dzieję, ale to dobrze! Postacie ewoluują i dojrzewają na naszych oczach wskazując na drzemiący w nich potencjał i powodując, że każdy kolejny odcinek pochłaniamy jak nasz ukochany sernik na babcinym stole. Plus, muzyka także została bardzo dobrze dobrana. Plus, świetnie dobrani voice aktorzy. :)


Wspomniałam na początku o pewnej nostalgii jaką we mnie wzbudziła ta produkcja- chcecie wiedzieć dlaczego? ( I tak nam powiesz odwodniona rybo | Well, oczywiście. ) Niemal każda z tych postaci przypominała mi mojego jakże ukochanego i najwspanialszego Dragon Age! Amaya w moich oczach była Cassandrą, Runaan Fenrisa, Claudia Morrigan, Soren Alistara albo Cullena, Rayla nie wiem dlaczego ale Serę. Pewnie macie inne odczucia, ale mnie zrobiło się cieplutko na serduszku i czułam się jeszcze mocniej zaangażowana emocjonalnie w tą produkcję *-*
Trochę mi szkoda tego, że te postacie są tak okrojone, ale to zostawia pole do popisu fanartowcom a do zacinającej się animacji można szybko przywyknąć. Może w drugim sezonie modele 3D będą równie dobre jak rysunki w Avatarze? A może nawet lepsze?  Naprawdę warto dać szansę The Dragon Prince ;)


~Sharky

1 komentarz :

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka