środa, 15 czerwca 2016

COMA Symfonicznie (11.06.2016)

11 czerwca wakacje zaczęły mi się z mocnym przytupem. A to za sprawą wycieczki do Warszawy na koncert łódzkiego zespołu Coma, z którym po raz ostatni wystąpiła Orkiestra Symfoników Gdańskich pod dyrekcją Andrzeja Szczypiorskiego.

Byłam rozemocjonowana i spodziewałam się bardzo dobrego występu, ale to czego doświadczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania…
Koncert, jak zwykle otworzyło „Intro” i utwór „Wola Istnienia”. Z minuty na minutę klimat, jaki towarzyszył muzyce, narastał i obezwładniał publiczność licznie zgromadzoną w Amfiteatrze warszawskiego Parki Sowińskiego.

  Pierwsza część repertuaru potęgowała napięcie aż do „Trujących Roślin”. Tempo stopniowo zwalniało, żeby drugą część imprezy po piętnastominutowej przerwie muzycy mogli zacząć, moim zdaniem, jednym z najbardziej niesamowitych utworów – „Ekhartem”. Wyraźna ekscytacja błądziła po twarzach ludzi zgromadzonych pod sceną. Każdy chciał jak najlepiej wczuć się w nastrój koncertu i zapamiętać go na długie lata.

Chwilowe przyspieszenie kolejnymi utworami i wprowadzenie ludzi pod sceną w pogo tylko spotęgowało wrażenie nostalgii i spokoju, kiedy drugim kawałkiem z repertuaru POWER OFF okazał się być niezwykle nastrojowy utwór „Turn Back The River” z anglojęzycznego albumu „Excess” wydanego w 2010 roku. I taki właśnie klimat utrzymał się do samych bisów, kiedy to rozbrzmiały wreszcie dźwięki, które, jak sądzę, większość tam obecnych doskonale znała. Zaczęła się „Transfuzja” i poszło. Całą publikę zgromadzoną pod sceną poniosło pogo. „Sto tysięcy jednakowych miast” wprowadziło nas po raz kolejny w świat spokoju, może nawet smutku i zastanowienia… Ciarki biegały po od stóp do głów.


Pan Piotr naprawdę postarał się o solidne wykonanie koncertu od strony wokalnej. Jego głos prezentował się o wiele lepiej niż w ostatnim czasie. I robiło to ogromne wrażenie!
Muszę szczerze przyznać, że byłam już na kilku koncertach Comy - plenerowych, klubowych, jak również symfonicznych. Dane mi było trzeci raz słuchać niesamowitych aranżacji Marcina Szczypiorskiego. Zapewniam, że koncert ten był najbardziej niesamowity ze wszystkich, które odwiedziłam. Trwał około trzech godzin, a gdy dobiegł końca nie czułam niedosytu, co rzadko mi się zdarza.
Ten wieczór był moim małym fragmentem wieczności, kiedy  nie czułam otaczającego mnie świata, problemów i jakichkolwiek obaw. Był tylko niesamowity koncert i cudowni przyjaciele, z którymi przeżywałam każdą jego sekundę.

  Warto również nadmienić, że Piotr Rogucki wspomniał o możliwości wznowienia trasy POWER OFF. Co ważniejsze cały koncert prawdopodobnie był rejestrowany! (Na scenie rozstawione zostały kamery.) Możemy więc przypuszczać, że za niedługi czas (miejmy nadzieję, jeszcze przed premierą nowego albumu zespołu – 7 października) będziemy mogli przeżyć to wydarzenie raz jeszcze na ekranach telewizorów i komputerów.

Do zobaczenia na następnych koncertach!
Pozdrawiam,
Brownie

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka